W amerykańskiej historii bywali już prezydenci czy kandydaci, którzy mieli niewyparzony język, nadmiar emocji czy dziwacznych pomysłów. Theodore Roosevelt prawie nigdy nie rozstawał się ze swoją strzelbą. Andrew Jackson, poza tym, że miał papugę przeklinająca w dwóch językach – regularnie się pojedynkował i to na śmierć i życie. Byli też prezydenci, którzy wierzyli w UFO, utrzymywali własny harem albo lubowali się w osobistym wieszaniu skazańców.
Eksperci i historycy od lat przekonują, że w Stanach Zjednoczonych panują zupełnie inne standardy sprawowania władzy niż w Europie. Tam siła i pewność siebie są dobrze postrzeganymi cechami u polityka.
Amerykańscy prezydenci: brutal w Białym Domu
Siła – i to ta fizyczna – w przypadku kilku prezydentów USA niewątpliwie była atutem. Abraham Lincoln zanim został prezydentem USA w 1861 roku zasłynął jako niezwyciężony zapaśnik. Legendą obrosła historia, że jako młodzian stoczył nawet kilkaset walk… i prawie wszystkie zwycięskie. Wieść gminna niesie, że przegrał tylko raz. Biografowie Lincolna relacjonowali przebieg jednej z walk tymi słowami: „Abe broniąc się przed faulami rywala, złapał Armstronga za kark, a potem, oplatając jego kark swoimi długimi ramionami, potrząsnął nim jak szmatą”.
Ten etap życia Abrahama Lincolna wykorzystano przeciwko niemu w 1858 roku. Zapaśniczą karierę jako zarzut postawił Lincolnowi Stephen Douglas, rywal Abrahama w trakcie debaty towarzyszącej wyborom do Senatu w stanie Illinois. Lincoln przegrał, ale już dwa lata później jego sztabowcy postanowili wykorzystać wizerunek zapaśnika w trakcie jego prezydenckiej kampanii. Tym razem Abe znokautował swoich rywali.
Brutalem w Białym Domu okazał się także Grover Cleveland, który prezydentem był w latach 1885-1889 i 1893-1897. Jeszcze w latach 70. XIX wieku sprawował on obowiązki szeryfa w miasteczku pod Nowym Jorkiem. Z tego czasu pochodzi jego przydomek: „kat z Buffalo”. Wszystko przez to, że Grover nie tylko przyprowadzał bandytów przed oblicze sprawiedliwości, ale i na samą szubienicę. W wydaniu „New York Times” z dnia 6 września 1872 roku można znaleźć taką oto relację:
Dziś w południe Patrick Morrissey odkupił swoje winy za niegodną zbrodnię matkobójstwa na stryczku na więziennym dziedzińcu. Egzekucja została przeprowadzona z należną powagą i prywatnością. Przyglądało się jej nie więcej niż 50 osób.
Powieszenia dokonał nie kto inny jak szeryf, a później prezydent Grover Cleveland. Anegdota często opowiadana przez jego biografów podkreśla, że Grover kategorycznie odmówił, gdy w roli kata wyręczyć chciał go jeden z jego asystentów.
Pojedynki, osły i papuga...
Morderca, analfabeta, pijaczyna, hazardzista, kłamca, porywacz cudzych żon, lubieżnik, chciwiec – tymi wszystkimi epitetami można śmiało określić Andrew Jacksona. Był siódmym prezydentem USA, który wiele rzeczy zrobił jako pierwszy. Był jedynym prezydentem wziętym do niewoli. Jako jedyny prezydent w historii spłacił ostatnią ratę długu narodowego. Był pierwszym prezydentem ożenionym z rozwódką, pierwszym, który nie wywodził się z arystokracji, i pierwszym, na którego dokonano zamachu… i to zamachu, którego konsekwencją była tylko dzika furia prezydenta.
Gdy na początku 1835 roku niejaki Richard Lawrence strzelił do prezydenta z dwóch pistoletów i dwa razy spudłował – nie poniósł za to żadnej prawnej kary – Andrew Jackson po prostu rzucił się na niego z laską i dotkliwie go pobił.
Prezydent Jackson zasłynął też z tego, że rzadko dyskutował z tymi, którzy mu podpadli. Od siły dyplomacji wolał dyplomację siły… a w rozwiązywaniu problemów zdawał się przede wszystkim na broń palną. Swój pierwszy pojedynek stoczył już w wieku 20 lat, potem miało ich być jeszcze kilkadziesiąt. Jednym z jego głośniejszych strzeleckich epizodów był pojedynek w 1806 roku z farmerem Charlesem Dickinsonem. Ten oskarżył go o sfałszowanie wyników gonitwy i nazwał wprost szują oraz tchórzem.