Zginął od strzału w tył głowy po pokazowym procesie. 70 lat temu wykonano wyrok na „Łupaszce”

Zginął od strzału w tył głowy po pokazowym procesie. 70 lat temu wykonano wyrok na „Łupaszce”

Dodano: 
Zygmunt Szendzielarz „Łupaszko” po aresztowaniu w 1948 roku
Zygmunt Szendzielarz „Łupaszko” po aresztowaniu w 1948 roku Źródło:Wikimedia Commons / domena publiczna
8 lutego 1951 r. komunistyczne władze wykonały wyrok śmierci na Zygmuncie Szendzielarzu „Łupaszce”. Pochowane w tajemnicy w nieoznakowanym grobie ciało odkryto dopiero w 2013 roku. Kim był jeden z najsłynniejszych żołnierzy antykomunistycznego podziemia?

Zygmunt Szendzielarz urodził się 12 marca 1910 r. w Stryju, jako najmłodszy syn Karola i Eufrozyny, z domu Osieckiej. Chłopiec od najmłodszych lat wzrastał w duchu patriotyzmu i oddania Ojczyźnie. Dwaj jego bracia brali udział w walkach o Lwów w 1919 r., przy czym jeden z nich – Rudolf – poległ, drugi – Marian – za bohaterską postawę odznaczony został Orderem Virtuti Militari. Ów chwalebny przykład starszych braci, jak i patriotyczne wychowanie, sprawiły, że droga Zygmunta nie mogła potoczyć się w innym kierunku, niż w stronę służby wojskowej. Swoje życie oddał jej w wieku 21 lat, początkowo jako słuchacz Kursu Unitarnego w Szkole Podchorążych Piechoty w Ostrowi Mazowieckiej, następnie zaś – po jego ukończeniu i awansie na kaprala podchorążego – znajdując się w Szkole Podchorążych Kawalerii w Grudziądzu.

Nauka nie była najmocniejszą stroną Zygmunta. Ostatnią ze wspomnianych szkół ukończył z lokatą 68. na 77 abiturientów. Swoim rówieśnikom oraz wykładowcom dał się jednak poznać od innej strony. Jak wspominał rtm. Władysław Piotrowski – przełożony przyszłego żołnierza w podchorążówce – „Jeśli chodzi o wyszkolenie kawaleryjskie, nie był wielkim znawcą teorii wojskowej. Nie tkwił nosem w regulaminach i książkach. Był natomiast świetny w takich działaniach jak służba polowa, wyszkolenie bojowe. Był typem żołnierza w każdym calu, był urodzonym kandydatem na dowódcę”.

Poza charyzmatyczną osobowością, koledzy Zygmunta podziwiali również jego umiejętności władania białą bronią i wspomnianą służbę polową. Jak się wkrótce okazało – okazały się one niezwykle przydatne w partyzanckiej działalności. Tuż po ukończeniu szkoły w Grudziądzu, Zygmunt Szendzielarz skierowany został do 4. Pułku Ułanów Zaniemeńskich w Wilnie, gdzie objął stanowisko dowódcy plutonu. Tak zaczęła się wojskowa przygoda Zygmunta.

Od kampanii wrześniowej, po dowództwo nad „Brygadą Śmierci”

Okres wojny obronnej z 1939 r. zastał Zygmunta w szeregach Wileńskiej Brygady Kawalerii, dowodzonej przez płk. Druckiego-Lubeckiego. To właśnie w tym czasie po raz pierwszy dał się poznać jako zmyślny dowódca, wygrywając kilka znaczących potyczek z agresorem. Szczególnie wsławił się jednak podczas przeprawy 4 Pułku na lewy brzeg Wisły. Odbywała się ona w nocy z 9 na 10 września i przebiegała w wielkim chaosie – częściowo wpław, bez odpowiedniego przygotowania i rozeznania koryta rzeki, w efekcie czego potracono znaczną liczbę koni i amunicji.

Całkowicie odmienną postawą wykazał się Szendzielarz. Dzięki zachowaniu przytomności umysłu i odpowiedniemu rozpoznaniu brodu Wisły, przeprawił się przez nią bez większych strat. Następnie zaś podległy mu szwadron walczył dzielnie do ostatniego dnia, pomimo rozbicia i rozproszenia Brygady. Za postawę w czasie kampanii wrześniowej Zygmunt Szendzielarz odznaczony został Krzyżem Virtuti Militari i awansowany do stopnia rotmistrza.

Po rozbiciu pułku w wojnie obronnej mężczyzna udał się do Lwowa. W mieście tym spędził jednak krótki czas. Po nieudanych próbach przedostania się przez Węgry do Francji i odtwarzanego tam Wojska Polskiego, powrócił do Wilna, aby zaangażować się w działania konspiracyjne – początkowo tzw. Kół Pułkowych, następnie zaś Związku Walki Zbrojnej (późniejszej Armii Krajowej). W tym też okresie przyjął pseudonim „Łupaszko”, nawiązujący do postaci słynnego zagończyka z okresu wojny polsko-bolszewickiej – ppłk. Jerzego Dąbrowskiego.

Momentem przełomowym w podziemnej działalności Szendzielarza był rok 1943. Wówczas to oddelegowany został na dowódcę pierwszego oddziału partyzanckiego AK na Wileńszczyźnie. Tym samym zajął miejsce ppor. Antoniego Burzyńskiego „Kmicica” po tym, jak dowodzona przezeń jednostka została rozbita przez Sowietów w czasie ustalania wspólnych akcji przeciwko niemieckiemu okupantowi. Oddział „Łupaszki” szybko rósł w siłę. Już jesienią 1943 r. liczył sobie ok. 100 żołnierzy, a na cele działalności przyjął nazwę 5 Wileńskiej Brygady AK, zwanej też nieoficjalnie „Brygadą Śmierci”.

„Brygada Śmierci” pod wodzą „Łupaszki”

5 Wileńska Brygada toczyła zacięte boje z Niemcami, ich litewskimi sojusznikami oraz partyzantką sowiecką. Jeśli chodzi o tych pierwszych, najbardziej spektakularną bitwą było bez wątpienia rozbicie silnej ekspedycji Wehrmachtu w bitwie pod Worzianami 31 stycznia 1944 r. Dokładnie dwa dni później, pod Radziuszami, pokonani zostali również Sowieci, liczący na osłabienie partyzantów po walkach z niemieckim przeciwnikiem. Nie był to pierwszy raz, gdy ponieśli oni klęskę z rąk żołnierzy Wileńskiej Brygady.

Ich niepokorny dowódca dał się im we znaki do tego stopnia, że jego schwytanie postawili sobie za główny cel, wyznaczając za jego głową wysoką nagrodę. Nie było to jednak takie proste. Jak przyznała w jednym ze wspomnień Jadwiga Swolkień: „Miałam do czynienia z komendantem partyzantów radzieckich, Markowem, któremu na wspomnienie Zygmunta twarz kurczyła się jak pysk wściekłego psa. Brał tęgo w skórę i czuł się bezsilny, bo Zygmunt wymykał mu się jak duch”.

W istocie, oddziały dowodzone przez „Łupaszkę” okazywały się często dla sowieckiego napastnika nieuchwytne. Wszystko to za sprawą umiejętnego dowodzenia brygadą poprzez operowanie w rozproszeniu. Zygmunt Szendzielarz dawał dowódcom dość dużą swobodę działania oraz – w zależności od potrzeb – skupiał i rozpraszał podległe sobie oddziały na bardzo dużym obszarze. To zaś sprawiało, że były one praktycznie wszędzie – tylko nie tam, gdzie oczekiwali ich Sowieci. Taka metoda była również korzystna ze względów praktycznych – oprócz konspiracji chodziło o to, by nie obciążać zbytnio miejscowej ludności kosztami utrzymania żołnierzy. Stąd też pluton praktycznie nigdy nie stacjonował całościowo w jednej wsi.

Aresztowanie i zarzuty kolaboracji z Niemcami

Dzięki zmysłowi organizacyjnemu i zdolnościom przywódczym, „Łupaszko” przez długi czas pozostawał dla przeciwników nieuchwytny. Do czasu. Początkiem kwietnia 1944 r. został aresztowany i przewieziony do aresztu w Kownie. W czasie przesłuchania traktowany był jednak stosunkowo łagodnie. Niemcy mieli w tym ukryty interes – w zamian za zaprzestanie wzajemnych walk i likwidację baz radzieckich, proponowali niepokornemu dowódcy partyzantki broń i amunicję. „Łupaszko” odrzucił tę ofertę, zasłaniając się brakiem stosownych pełnomocnictw do zawierania takich ustaleń. Mimo, iż dokładny przebieg rozmów pozostaje nieznany, pewne jest, że wkrótce „Łupaszko” został wypuszczony z więzienia.

Fakt ten natychmiastowo wykorzystała propaganda sowiecka, przedstawiając go jako dowód na jego współpracę z niemieckim najeźdźcą. Do tego dochodziły argumenty o okresowym zmniejszaniu natężenia akcji przeciw Niemcom czy wypuszczaniu jeńców niemieckich na wolność. W rzeczywistości jednak sytuacja rysowała się zgoła odmiennie. Jeśli postawa „Łupaszki” po opuszczeniu niemieckiego więzienia uległa zmianie, to nie inaczej, jak w stronę nasilenia częstotliwości i skali walk.

W cieniu trudnych relacji polsko-litewskich

Nie sposób zrozumieć działalności oddziału „Łupaszki” bez szerszego kontekstu, na jaki składały się w dużej mierze skomplikowane relacje polsko-litewskie. Należy pamiętać, że w okresie dwudziestolecia międzywojennego znaczna część Litwinów przejawiała wrogie nastawienie do Polaków, postrzegając ich jako okupantów oraz najgroźniejszych przeciwników. Sytuacja jeszcze bardziej zaogniła się w momencie wybuchu II wojny światowej. W 

ielu Litwinów powitało armię III Rzeszy jako głównego sojusznika, dążąc przy jego pomocy do zlikwidowania polskości na Litwie wszelkimi możliwymi sposobami. W tym celu dopuszczali się wielu aktów okrucieństwa, czego kulminację stanowiła masakra w Święcianach w 1942 r. W jej wyniku Litwini zamordowali ok. 400 Polaków. Czynione przy tym regularnie listy proskrypcyjne pozwalały zaś przypuszczać, że na pojedynczym incydencie wrogości się nie skończy. Tak też się stało.