Jedno z najstraszniejszych ludobójstw w historii świata. Każdy mógł zabijać, torturować i gwałcić

Jedno z najstraszniejszych ludobójstw w historii świata. Każdy mógł zabijać, torturować i gwałcić

Dodano: 

Najbardziej uderzającym elementem tego procederu jest chyba fakt, że autorem planu unicestwienia kobiet Tutsi sama była kobietą. Minister spraw kobiet i rodziny Pauline Nyiramasuhuko, pochodząca z plemienia Hutu, była pomysłodawcą utworzenia jednostek z mężczyznami chorymi na AIDS. Międzynarodowy Trybunał Karny dla Rwandy skazał ją w 2011 roku na dożywocie. Jest ona pierwszą kobietą w historii skazaną za zbrodnie ludobójstwa. Udowodniono, że podżegała mężczyzn do gwałtów, a nawet nakłaniała do nich swojego syna. Fakt, że kobieta była w stanie robić tak niewyobrażalną krzywdę innym kobietom jest druzgocący, tym bardziej ze względu na stanowisko jakie zajmowała.

Zachód przymyka oczy

W kwietniu 1994 roku na terytorium Rwandy znajdowały się oddziały misji pokojowej ONZ (ang. United Nations Assistance Mission in Rwanda – UNAMIR). Siły UNAMIR liczyły 2500 lekko uzbrojonych żołnierzy, których zadaniem była pomoc w realizacji porozumień z Arushy. Głównodowodzącym wojsk ONZ był generał Roméo Dallaire. W sytuacji jaką zastał w przeddzień masakr widział zagrożenie i na bieżąco informował o nim sekretarza generalnego ONZ Boutrosa Ghali. Dallaire domagał się wzmocnienia sił UNAMIR-u, ale zlekceważono jego prośby. Sekretarz wstrzymywał się od jakichkolwiek decyzji – wynikało to przede wszystkim z decyzji Belgii, która nie zamierzała podejmować interwencji w Rwandzie. Odczuwalny opór pochodził także ze strony Stanów Zjednoczonych, które nie chciały powtórzyć porażki z Somalii. Żadne inne państwo nie miało interesów w Rwandzie.

7 kwietnia 1994 roku, w obronie premier Agathy Uwilingiyimany zginęło dziesięciu Belgów, żołnierzy ONZ. Ich śmierć przyczyniła się do decyzji Rady Bezpieczeństwa o redukcji składu osobowego misji, która i tak nie mogła reagować na agresję bojówek Hutu. 21 kwietnia wprowadzono rezolucję nr 912, która mówiła o zmniejszeniu kontyngentu sił ONZ do zaledwie 270 żołnierzy, którzy od tej pory mogli jedynie monitorować sytuację, udzielać pomocy humanitarnej i pośredniczyć w negocjacjach prowadzonych do zawieszenia broni. Generał Dallaire miał od tej chwili związane ręce i jedyne co mógł robić, to informować o bieżącej sytuacji swoich przełożonych.

Inną kwestią było zdefiniowanie wydarzeń w Rwandzie. Na początku opinii publicznej ciężko było uwierzyć w tak okrutne akty mordów na społeczności Tutsi. Tym bardziej, że w związku z operacją „Amaryllis”, przeprowadzoną tuż po katastrofie samolotu prezydenckiego, ewakuowano wszystkich potencjalnych obserwatorów z zewnątrz. Początkowo wydarzenia z Rwandy określano jako wojnę domową. Dopiero w relacji „New York Timesa” z 22 kwietnia pojawiło się stwierdzenie, że wypadki, które mają tam miejsce „noszą znamiona ludobójstwa”. Pierwszy raz oficjalnie masakry na społeczności Tutsi określono dopiero 31 maja. Z czego to wynikało? Z jednej strony obawiano się reakcji środowisk żydowskich w Stanach Zjednoczonych, gdyż do tej pory ludobójstwo kojarzyło się wyłącznie z Holokaustem, dlatego Amerykanie nie chcieli nadużywać tej nazwy – zbliżały się zresztą wybory do Kongresu i obawiano się utraty głosów mniejszości żydowskiej. Z drugiej strony wstrzymywano się z określeniem masakry w Rwandzie jako ludobójstwo, gdyż w świetle prawa międzynarodowego, jeżeli w jakimś kraju na świecie dochodzi do ludobójstwa, ONZ jest zobowiązane do szybkiej interwencji zbrojnej, powstrzymującej rzeź. Dopiero 8 czerwca Rada Bezpieczeństwa ONZ zdecydowała się na taką pomoc.

Sytuacja w Rwandzie uległa jednak zmianie i to bez pomocy ONZ. Rwandyjski Front Patriotyczny przeciwstawił się decyzją z Arushy i tym sposobem zakończył krwawe akty brutalnej przemocy. Wojsko pod dowództwem Paula Kagame błyskawicznie opanowało północną część kraju, podchodząc aż pod stolicę. Na widok formacji RPF ludność Hutu masowo zaczęła opuszczać swoje domy w obawie przed zemstą.

W tym momencie do akcji wkroczyła Francja, której serdeczne relacje z Hutu były bardzo dobrze znane. Nie było tajemnicą, że Francuzi udzielali zarówno dyplomatycznego, jak i wojskowego wsparcia rwandyjskiej armii, między innymi dostarczając jej broń. Gdy wojna się skończyła Francuzi postanowili przeprowadzić interwencję zbrojną w ramach operacji „Turquoise”. Jej założenia miały być przede wszystkim humanitarne, ale mimo to wzbudzały mieszane uczucia. Francuzi w ramach akcji uratowali ok. 10-13 tysięcy osób w południowo-zachodniej Rwandzie, ale zapewnili także ochronę wielu zbrodniarzom wojennym, którzy dopuścili się ludobójstwa. W ramach operacji ułatwiono im ucieczkę do zairskiej Gomy, aby mogli uciec przed sprawiedliwością Rwandyjskiego Frontu.

***

Rzezie między Tutsi i Hutu układają się w ciąg wzajemnych aktów zemsty. Nagromadzone przez dziesięciolecia wzajemne krzywdy potęgowały przemoc i wzbudzały poczucie niesprawiedliwości. Obie strony postrzegały siebie jako ofiary, które mają pełne prawo do odwetu i obrony przed spiskiem wroga. Trudno powiedzieć, czy osoby odpowiedzialne za ludobójstwo w roku 1994 roku i mordy w latach poprzednich, poczuwają się do odpowiedzialności. A może myślą o sobie jako o ofiarach, albo co gorsza jak o bohaterach?

Autorem tekstu Ludobójstwo w Rwandzie w 1994 roku: powrót nurtem krwawej rzeki jest Natalia Stawarz. Materiał został opublikowany na licencji CC BY-SA 3.0.

Czytaj też:
To zdjęcie stało się symbolem rosyjskich zbrodni na Ukrainie. Wiemy, kim była ofiara