Rafał Borowski, „Wprost”: Na czym polega różnica pomiędzy reparacjami a odszkodowaniami?
Prof. Krzysztof Ruchniewicz: Źródłosłów określenia „reparacje” pochodzi z łaciny, a dokładnie od słowa „reparare”, które oznacza „przywracać”. Jest ono stosunkowo młode, upowszechniło się po I wojnie światowej. Wcześniej mieliśmy do czynienia z tzw. kontrybucjami.
Reparacje to jeden z terminów prawa międzynarodowego i odnosi się do odszkodowań, które musi zapłacić państwo pokonane za porażkę w wojnie państwu zwycięskiemu albo grupie tych państw. Krótko mówiąc – reparacje dotyczą wyłącznie zobowiązań na linii państwo-państwo.
Mogą być wypłacane w różny sposób. Nie tylko w pieniądzu, ale również w naturze czy pracy. W praktyce obejmuje to np. demontaż infrastruktury przemysłowej, wywłaszczenie majątku zagranicznego, konfiskatę patentów czy przejęcie zysków z bieżącej produkcji.
Natomiast określenie „odszkodowania” oznacza w tym kontekście zobowiązania na linii państwo-obywatel albo grupa obywateli. Chodzi o osoby poszkodowane, zarówno żołnierzy, jak i cywilów, którzy osobiście doznali szkód w wyniku wojny i jej skutków.
Po I wojnie światowej Niemcy musiały wypłacić państwom Ententy i ich sojusznikom 132 miliardy marek w złocie. Jednak po II wojnie światowej przyjęto zasadę, którą trafnie skwitował brytyjski ekonomista prof. Mark Harrison: „Po II wojnie światowej postanowiono powiesić przywódców, ale nie karać narodu. Po I wojnie światowej było odwrotnie”. Dlaczego?
Po II wojnie światowej sytuacja była znacznie bardziej złożona. Z jednej strony, mocarstwa koalicji antyhitlerowskiej chciały uzyskać od Niemiec kwoty, które pozwoliłyby zaspokoić roszczenia, wynikające zarówno z ogromnych strat ludzkich, jak i materialnych.