Wiosną 1981 roku Karol Wojtyła zbliżał się powoli do trzeciej rocznicy objęcia tronu Piotrowego. W tamtym okresie środa 13 maja nie wydawała się przesadnie wyjątkowa – mijała co prawda 64. rocznica ważnych dla dziejów Kościoła katolickiego objawień fatimskich, ale dzień przebiegał według przygotowanego planu.
Mehmet Ali Ağca i strzały w polskiego papieża
Wczesnym popołudniem Jan Paweł II miał okazję zjeść obiad ze swoimi przyjaciółmi. W trakcie posiłku towarzyszyli mu Jérôme Lejeune, znany francuski lekarz-genetyk, odkrywca nieprawidłowości chromosomalnych powodujących zespół Downa, oraz jego żona, Birthe.
Punktualnie o godzinie 17:00 na placu św. Piotra rozpoczęła się audiencja generalna, czyli spotkanie głowy Kościoła z wiernymi, którzy tamtego dnia stawili się jak zwykle tłumnie. Zakładano wówczas, że słynny papieski pojazd, papamobile, zrobi jedno lub dwa kółka wokół placu, po czym Jan Paweł II zatrzyma się przy sagrato, czyli przestrzeni przed bazyliką, by skierować słowa do wszystkich obecnych.
Samochód ruszył nieśpiesznie. Papież siedział na tylnym siedzeniu. Papamobile był wówczas pozbawiony dachu i jakichkolwiek osłon, co pozwalało papieżowi na lepszy – bo bliższy – kontakt z ludźmi, ale jednocześnie sprawiało, że biskup Rzymu był bardziej narażony na ewentualne zagrożenie.
Dokładnie o godzinie 17:13 papież pochylił się, by wziąć na ręce i pobłogosławić małą dziewczynkę, która przybyła na audiencję wraz z rodzicami. Kilka sekund później padły strzały i – z powodu hałasu – setki gołębi znajdujących się na placu poderwało się do lotu. W tym samym, dramatycznym momencie, powietrze przeszyły także krzyki wiernych. Stało się jasne, że Jan Paweł II padł ofiarą zamachu.
W kierunku papieża strzelał dwudziestotrzyletni wówczas Mehmet Ali Ağca, Turek powiązany z organizacją terrorystyczną o nazwie „Szare Wilki”. Tropy prowadziły jednak dalej. Włoch Ferdinando Imposimato, sędzia prowadzący dochodzenie ws. próby zabicia papieża, wpadł później na tzw. „ścieżkę bułgarską”, łączącą wydarzenie z 13 maja 1981 r. z wywiadem komunistycznej Bułgarii, a nawet – sięgając dalej – z KGB.
Imposimato już wcześniej prowadził sprawy dotyczące terroryzmu, chociażby zamachów Czerwonych Brygad na polityków włoskich. Nie dziwi więc, że otrzymał także sprawę dotyczącą kolejnego, tak głośnego ataku.
Ağca został ujęty natychmiast. W jego zatrzymaniu dużą rolę odegrała zakonnica, siostra Łucja, która skoczyła na napastnika. Chwilę później przy Turku byli już karabinierzy, czyli włoscy żandarmi. Obezwładnionemu Ağcy odebrano Browning kal. 9 mm – do tego czasu zdołał jednak poważnie zranić nie tylko papieża, ale też – przypadkowo – dwie turystki, które tego dnia były obecne na audiencji: Anne Ordre i Rose Hall.
Zamachowiec znajdował się bardzo blisko trasy przejazdu Jana Pawła II, tuż za pierwszym rzędem wiernych stojących przy drewnianych barierkach. Papież miał więc sporo szczęścia, że dosięgnęła go tylko jedna kula, niemniej jednak postrzał był bardzo groźny – zaczęła się walka o życie głowy Kościoła.
Walka o życie Jana Pawła II
Pocisk trafił w prawy łokieć, palec wskazujący lewej ręki i brzuch papieża, a następnie znalazł się ostatecznie na podłodze pojazdu. Upadający Jan Paweł II został złapany przez swojego sekretarza, Stanisława Dziwisza – jednego z najbliższych współpracowników, niemal zawsze obecnego przy biskupie Rzymu. Ten obraz krwawiącego, osuwającego się w ramiona Dziwisza papieża obiegł cały świat, wielu katolikom przypominając nawet na swój sposób znany z obrazów wizerunek umęczonego Chrystusa zdejmowanego z krzyża.
Przy tak poważnych ranach nie można było udzielić pomocy medycznej na miejscu, błyskawicznie zapadła więc decyzja o przetransportowaniu papieża do kliniki Gemelli. Papamobile przyśpieszył, oddalając się od miejsca zamachu. Następnie Jana Pawła II przeniesiono do karetki, która ruszyła ulicami Rzymu.
Warto wspomnieć, że wciąż było po godz. 17, a więc ruch na ulicach „Wiecznego Miasta” był całkiem spory. Mimo popołudniowych godzin szczytu, ambulans dotarł do kliniki ekspresowo – normalnie trasa z placu św. Piotra zajęłaby ok. 25 minut, kierowca karetki manewrował jednak na tyle sprawnie, że dotarł do celu po ledwie 8.