Przybądź, Antychryście!

Przybądź, Antychryście!

Dodano: 

Wasz zwyrodniały syn

Skazani uczniowie wyszli przed czasem z więzienia i w Jarocinie więcej takich procesów nie było. Jednakże czarne msze odbywały się w innych miejscowościach. Rytuał podobny, tylko zmieniał się gatunek umęczonego zwierzęcia; czasem zamiast psa był czarny kot albo kura. Choć wandalizm na cmentarzach przybierał coraz groźniejsze rozmiary (w Człuchowie w noc wigilijną czwórka nieletnich zniszczyła krzyże na 110 grobach), sądy nadal okazywały wyrozumiałość wobec nieletnich przestępców, skazując ich najwyżej na rok więzienia i w niewielkim zakresie na prace społeczne. Zapewne na wysokość wyroku wpływała też postawa sądzonych. W Człuchowie najstarszy wyznawca szatana chciał w areszcie popełnić samobójstwo. Pożegnalny list do rodziców podpisał: „Wasz zwyrodniały syn”. A w PS: „Nie chowajcie mnie po katolicku”. 16-letnia uczennica liceum, która jeszcze w śledztwie twierdziła, że szatan rządzi światem, a Bóg, w którego wierzą jej rodzice, jest skamieliną, na rozprawie sądowej uklękła w ławie oskarżonych i zaczęła się głośno modlić. W tropieniu satanistów bardzo pomocni okazali się dziennikarze z kilku opiniotwórczych tygodników, którzy jeździli po Polsce w poszukiwaniu materiału do reportaży o kulcie szatana jako nowego „zagrożenia dla młodego pokolenia”. W publikacjach, które się ukazały, więcej było domysłów i fantazji niż faktów. Ktoś widział znak odwróconego krzyża namalowany bezbarwnym lakierem na kurtce ucznia w poczekalni PKS i zaraz obwieścił na łamach swego pisma, że dotarł do kapłana czarnych mszy. Zdarzało się, że reporterzy czaili się na szkolnych korytarzach z pytaniem do wybiegających na przerwę: – Wierzysz w szatana?

Każda odpowiedź, nawet ta, która była oczywistą zgrywą (jeden z uczniów pochwalił się, że ma już w domu trzy czaszki, które służą mu jako rekwizyty podczas czarnej mszy), traktowana była jako dowód obciążający rzekomych satanistów. Również chęć nastolatków spotykania się w miejscach odosobnionych, mrocznych, gdzie mogli bezkarnie sięgnąć po alkohol, odurzyć się klejami czy wstrzyknąć sobie wywar z papierosów, była odczytywana przez większość dziennikarzy jako znak przynależności do sekty. Tak nagłośniona atmosfera podejrzeń jeszcze bardziej rozbudzała ciekawość młodych umysłów. Uczniowie ostatniej klasy szkoły podstawowej w Mińsku Mazowieckim zdobyli przemyconą z RFN słynną czarną biblię. Mozolnie, ze słownikiem w ręku tłumaczyli sobie to, co najbardziej ich podniecało: rytuały tajemnych spotkań wyznawców szatana. Instrukcja, kiedy podnieść ręce podczas czarnej mszy, jakie słowa wypowiadać w chwili zabijania ofiary, jakim zaklęciem wzywać demona, krążyła od szkoły do szkoły, aż dotarła do prokuratury w Warszawie. Wszczęto nawet śledztwo w sprawie przemytu czarnej księgi, ale szybko zostało umorzone. Nie było na to paragrafu w Kodeksie karnym.

Śmierć w bunkrze

Mijały lata. Temat satanistycznych mszy spadł z pierwszych stron gazet. Były jeszcze próby łączenia tragicznych śmierci z rytuałem sekty wyznawców szatana jako rzekomych sprawców. W 1993 r. w Opolu 15-letnia dziewczyna zabiła swoją babcię. Morderczynię okrzyknięto w prasie (na podstawie informacji z policji) jako satanistkę, ponieważ ściany jej pokoju były pomalowane na czarno, a na regale leżał zaczytany egzemplarz pisma „Nowa Wieś” z 1986 r., gdzie zamieszczono „Ilustrowaną encyklopedię młodego heavymetalowca” m.in. z terminami: piekło, sadyzm, masochizm, czarna msza. Już na rozprawie w sądzie się okazało, że morderstwo było wynikiem ostrego konfliktu w rodzinie.

Z kolei w Legnicy w starej kuźni, która służyła rzekomo za miejsce odprawiania czarnych mszy, znaleziono zwłoki 16-letniego chłopca. Również w tym przypadku tropy organów ścigania okazały się fałszywe. A jednak doszło do rytualnego morderstwa. Trzy lata później. Dwoje nastolatków: Karina i Kamil zostali złożeni w ofierze szatanowi przez swoich kolegów. Stało się to w jednym z bunkrów Rudy Śląskiej. Zarówno ofiary, jak i sprawcy znali się od czasów zabaw w piaskownicy. Gdy dorośli, zainteresowały ich rytuały satanistyczne. Skąd czerpali tę wiedzę? Z kaset wideo przywożonych z RFN, gdzie osiedlili się ich krewni i znajomi. Podobną drogą napływały na Śląsk kolorowe magazyny poświęcone różnym subkulturom na zachodzie Europy. Takie właśnie materiały przeglądało przy świecach w oddalonym od osiedla starym bunkrze czworo przyjaciół z Rudy Śląskiej.

Czytali też przetłumaczoną z niemieckiego „Biblię Szatana”. Ale to było za mało, aby przeżyć coś nadzwyczajnego. W marcu 1999 r. do bunkra przyszli 21-letni Tomasz S. ze starszym o rok Robertem K. Na ścianach zaznaczyli czerwoną farbą krzyż Konfucjusza i symbole bóstw Amona i Ra. Z kartki skopiowali po niemiecku napis: „Ta podwójna ofiara dobra jest dla miejsca dwóch żyć”. 19-letnia Karina, która dopiero co wróciła z Anglii, i 18-letni Kamil zjawili się godzinę później na zapowiedziany seans wywoływania duchów. Tomek S. kazał im uklęknąć. Przeczytał zdanie, które zapisał na murze. I zaatakował Karinę nożem. Robert K. z tym samym zamiarem doskoczył do Kamila. Był głuchy na wołanie o ratunek dziewczyny, w której się zresztą podkochiwał. Obaj młodzi mężczyźni przyznali się do rytualnego morderstwa. Twierdzili, że chcieli następnie popełnić samobójstwo, aby cała czwórka znalazła się po śmierci w królestwie Antychrysta. Ale zabrakło im odwagi. Biegły sądowy ks. dr Andrzej Kołek z Katedry Filologii Klasycznej Uniwersytetu Śląskiego przetłumaczył na zlecenie sądu teksty satanistycznych formułek z kartek, które znaleziono na miejscu zbrodni. Były napisane po łacinie, ale bez znajomości składni. W dosłownym tłumaczeniu na polski brzmiało to tak: „Ja, Adam Wielki (taki przydomek nosił Tomasz S.) zabić moje ciało na ofiarę, aby piekło pokazać, staję pierwszy, aby pokazać moją boskość”.... Według biegłego były to wyrwane z kontekstu słowa klasycznego tekstu ślubów zakonnych. W ostatnim słowie Robert K. wyznał, że wierzy w Boga.

Katowicki sąd okręgowy skazał Tomasza S. na dożywocie. Robert K. otrzymał karę 25 lat więzienia. W tym roku Robert K. mógł skorzystać z prawa ubiegania się o wcześniejsze zwolnienie. I tak też zrobił. Wniosek nie został jeszcze rozpatrzony. Jeśli wyjdzie na wolność, raczej nie wróci do rodzinnej Rudy Śląskiej. Jego najbliżsi wyprowadzili się stamtąd, nie podając adresu. Nie mogli wytrzymać w atmosferze ogólnego potępienia. Tomasz S. do końca swoich dni będzie siedział za kratami zakładu karnego. Obecnie jest w Strzelcach Opolskich. Jeśli usłyszał tam o koncertach zespołu Behemoth, nie znalazłby płaszczyzny porozumienia z celebryckim diabelstwem Nergala.

Cały artykuł opublikowany jest w 3/2016 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.