W Ostuni, miejscowości położonej w Apulii w południowych Włoszech, na jednej z bram wiodących do miasta widnieć miał kiedyś napis:
Powraca wiek złoty Saturna, gdy w mocnej dłoni
Trzyma berło Bona, władczyni dobra nie tylko z imienia
Powrót polskiej królowej do rodzinnego Bari (stolicy leżącego w Apulii księstwa o tej samej nazwie) w 1556 roku był tam wspominany po latach jako początek co prawda krótkiego, ale sielankowego czasu rządów mądrej władczyni.
Jej zaskakującą i przedwczesną śmierć przyjęto tam z niekłamanym żalem. Uliczki miast tej nadadriatyckiej krainy huczały od plotek. Większość mieszkańców była pewna, że Bona Sforza padła ofiarą otrucia. Już wtedy wymieniano także imię mordercy, którym był niewątpliwie – jak wskazują współcześnie dostępne źródła – Jan Wawrzyniec Pappacoda, działający najprawdopodobniej na polecenie Filipa II Habsburga, króla Hiszpanii.
Zupełnie inny nastrój panował w Polsce. O ile wrażliwie i bliskie matce córki nie mogły powstrzymać łez, o tyle skłócony z Boną Zygmunt August przyjął jej śmierć z zupełną obojętnością. Dopiero późniejsze nadzieje na uzyskanie spadku po królowej obudziły w nim synowskie uczucia.
Znienawidzona Bona Sforza
Bona Sforza umierała osamotniona i zdradzona przez otoczenie. W głowie miała jeszcze zapewne kłótnie z Augustem, w którym – od momentu śmierci jej drugiego syna Olbrachta Jagiellończyka – ulokowała wszystkie nadzieje na wzrost wielkości dynastii. Czuła się jednak odrzucona nie tylko przez polskiego króla, ale także mieszkańców Królestwa. Opuszczała wszak kraj w atmosferze skandalu, oskarżana o przywłaszczanie sobie dóbr będących własnością państwową. Upokorzeń doznawała nie tylko od syna, ale też krajowej elity, dla której stara władczyni okazywała się być bezużyteczna. Przez polską granicę przejeżdżała więc w poczuciu klęski. Nie była to porażka jedynie osobista, polegająca na braku porozumienia z Zygmuntem Augustem. Wraz z jej wyjazdem runął potężny projekt polityczny, który z mozołem starała się realizować. Zawalił się pod oskarżeniami o trucicielstwo, intrygi i nadmierne mieszanie się do spraw publicznych.
Taki obraz królowej pojawił się także w późniejszej historiografii, która bezrefleksyjnie podchodziła do opinii wygłaszanych w XVI-wiecznych pamfletach, paszkwilach, fraszkach i plotkach, w których Bona jawiła się jako osoba bezwzględna, żądna władzy, otaczająca się gronem bezrozumnych i zniewieściałych adoratorów, spiskująca, histeryzująca, a nawet posuwająca się do czynów zbrodniczych. W dziełach Lelewela, Szajnochy, Bobrzyńskiego czy Morawskiego znajdował czytelnik mroczny wizerunek królowej powielany też w XIX-wiecznych utworach literackich oddziałujących na masowego odbiorcę.
Postać Bony postrzegana była tym gorzej, im bardziej romantyczne umysły pobudzane były przez dramatyczną historię związku Zygmunta Augusta i Barbary Radziwiłłówny. U progu XIX wieku niezgoda Bony na ten oczywisty mezalians stała się symbolem jej okrucieństwa i odczłowieczenia. Widziano w niej krwiożerczą Lady Makbet, dla której nie liczyło się nic oprócz doraźnych celów politycznych i prywatnych porachunków. Przedstawiano ją jako postać dominującą nad nazbyt dobrotliwym Zygmuntem Starym, wręcz przeszkadzającą mu w racjonalnym sprawowaniu władzy. Miała być do tego do szpiku zepsuta i wprowadzać na polski dwór zgniłe zachodnie obyczaje. Przypisywano jej chciwość, a wiele decyzji tłumaczono jedynie nieudolną próbą kopiowania zachodnich wzorców władzy.
Bona Sforza – rehablilitacja w oczach historyków
Taka opinia o Bonie utrzymywała się przez lata, kształtując myślenie Polaków o „złotym wieku”. Dopiero w 1936 roku w Polskim Słowniku Biograficznym Władysław Pociecha opublikował biogram Bony zasadniczo zmieniający spojrzenie na tę postać. Swoje rozważania znacznie poszerzył w wydanej po 1945 roku, monumentalnej, czterotomowej biografii królowej. Choć z dzisiejszej perspektywy można zarzucić krakowskiemu historykowi, że nadmiernie uwypukla w swoim dziele wątki antyniemieckie, co było zapewne znakiem jego czasu, to zaprezentowane przez niego tezy postawiły opinie dominujące wcześniej w historiografii pod znakiem zapytania. Jeszcze przed wojną, w 1938 roku, w pracy „Ostatni Jagiellonowie”, pozytywnie wypowiedział się o Bonie także Kazimierz Hartleb: „zasłużyła sobie na pełną wdzięczność narodu, godna stanąć w rzędzie najprzedniejszych i najbardziej zasłużonych królowych”.
W nurt rehabilitacji Bony wpisała się także Maria Bogucka, która nie miała wprawdzie zamiaru wybielać królowej, ale starała się podejść do źródeł z większym dystansem, oddzielając to, co było w nich opisem rzeczywistości, od tego co, było jedynie wykwitem propagandy.
Smok co na Wawelu osiadł
Dlaczego jednak Bonę uważano przez wiele lat za czarny charakter polskich dziejów? Ogromną rolę odegrały tu, jak już wcześniej wspominałem, relacje pozostawione przez żyjących współcześnie z królową. Najczęściej natrafić w nich można nie tylko na kąśliwe uwagi, ale wręcz obraźliwe podejrzenia i oskarżenia. Prześmiewców i krytyków rozochocił z pewnością wybitny poeta Andrzej Krzycki, sekretarz Barbary Zapolyi (pierwszej żony Zygmunta Starego), biskup przemyski, płocki i wreszcie od 1535 roku arcybiskup gnieźnieński, który pisał:
Jeśli zamknięty w skalnej, głębokiej jaskini,
Groził, Kraku, jak otchłań, twemu miastu smok,
Czyż dziwne, że gdy usiadł na zamku i tronie,
Wszystko nienasycony chłonie jego brzuch?
Gdy pod zamkiem się chował, niszczał tylko Kraków,
Gdy siadł na zamku, całej ojczyzny to śmierć.