Chciałem kogoś zabić

Chciałem kogoś zabić

Dodano: 

– Kiedy byłam już blisko drzwi, wybiegłam na korytarz. Wołał za mną: – Mam cię wciągnąć czy sama wrócisz? Ale ja już czułam się bezpieczniej, bo z sąsiedniego pokoju akurat wyszła koleżanka. – Nie miałem upatrzonej osoby, na której mógłbym wyładować skumulowany przypływ agresji – powiedział Samuel N. zatrzymany w areszcie. – Po opuszczeniu urzędu pracy poszedłem na rynek. Ta kobieta z dziewczynką akurat mnie mijała. Nie znałem ich. Zabójcę dziecka poddano obserwacji w klinice psychiatrycznej zakładu medycyny sądowej. Samuel N. przedstawił się jako samotnik: nie ma dziewczyny ani przyjaciela. Nigdy nie używał narkotyków. Z rodzicami bardzo rzadko rozmawia, nie rozumieją go. Polityką się nie interesuje. Dużo czasu spędza w internecie.

W komórce przesłuchiwanego policja znalazła 1266 numerów do kobiet z agencji towarzyskich i 82 esemesy od osób podpisanych: „zwinny języczek”, „rozkoszna Mariola” czy „zboczona pielgrzymka”. Jego rodzice twierdzili, że syn ma kompleksy, które ciągną się od szkoły podstawowej, kiedy wyśmiewano się z niego, bo zdarzają mu się tiki nerwowe. Biegli sądowi nie znaleźli u Samuela N. uszkodzenia ośrodkowego układu nerwowego. Jego rozwój intelektualny okazał się w normie. Mężczyzna jest poczytalny. W czasie morderstwa myślał logicznie: pozbył się siekiery (którą potem znaleziono), próbował uciekać. To świadczyło o zdolności przewidywania konsekwencji czynu.

– Zamordowanie dziecka było przeniesieniem agresji skierowanej na urzędniczkę urzędu pracy – stwierdzili biegli. – N. nie ma poczucia winy, cierpienie innych osób go nie interesuje. Swój zbrodniczy czyn relacjonuje wręcz sprawozdawczo, chłodno mówi o motywacji. To oznaka nieprawidłowej osobowości. Z psychologicznego punktu widzenia taka patologia nie ogranicza zdolności rozumnego pokierowania swoim postępowaniem.

Biegli zanegowali również możliwość wystąpienia u badanego stanów depresyjnych.– Nie zdarzyło się – wskazano – aby N. z powodu depresji nie podejmował pracy. Gdyby naprawdę cierpiał na taką chorobę, nie byłby w stanie zaplanować morderstwa. Człowiek dotknięty depresją ma zaburzenia snu, nie jest w stanie porozumieć się nawet z najbliższymi, trudno mu zwlec się z łóżka. Po powrocie do aresztu N. udawał chorego psychicznie. Ubrał się w czerwony dres, posypał głowę proszkiem do prania, twierdził, że jest Świętym Mikołajem. Usiłował uszkodzić sobie wzrok. Wlewał do oczu wodę z muszli toaletowej, a kiedy zaropiały, odmówił leczenia. Celowo zaniedbywał higienę osobistą. Długie paznokcie obcięto mu pod przymusem. Nie chciał wychodzić na spacer; w celi przez kilka godzin wpatrywał się w jeden punkt. Psychiatrzy byli w swej opinii jednomyślni: aresztant udaje. Nic mu nie jest.

Artykuł został opublikowany w 10/2018 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.