Zapomniany bohater. Ułan z Finlandii, który z bolszewikami walczył nad Wisłą i nie tylko

Zapomniany bohater. Ułan z Finlandii, który z bolszewikami walczył nad Wisłą i nie tylko

Dodano: 

Wspomnienia znad Wisły

Podróż nie była jednak łatwa. Sytuacja polityczna w Finlandii po kolejnych wyborach zmieniała się dynamicznie. Rząd starał się teraz zachować neutralność wobec Sowietów – wiosną 1920 roku miały rozpocząć się rozmowy pokojowe. W tych okolicznościach fińskie przedstawicielstwa w Rydze i Tallinie nie wydały ochotnikom paszportów, umożliwiających podróż drogą morską do Gdańska. Jedynym sposobem przedostania się do Polski była bardzo ryzykowna, nielegalna podróż lądem przez Litwę. Żołnierze ustalili, że łatwiej będzie przedrzeć się w małych grupach, lub pojedynczo. W ten ostatni sposób podróżował Kurko. Narażając życie przedarł się do Polski, po drodze przeżywając kilka mrożących krew w żyłach sytuacji. Między innymi uciekł człowiekowi, który pochwycił go na jednym z postojów i pod bronią prowadził na sąd, a także wymknął się brawurowo spod ostrzału ścigających go na granicy wartowników. Po drugiej stronie spotkał Polaków, którzy omyłkowo omal nie zastrzelili Fina. Dalsza droga wiodła do Wilna, gdzie w biurze komendanta spragniony przygód żołnierz otrzymał bilet do Warszawy.

Wśród prawdziwego kalejdoskopu zdarzeń i osób, z którymi zetknął się w Polsce i opisał fiński ochotnik, szczególnie warte uwagi wydają się obserwacje poczynione na temat różnorakich ugrupowań białych Rosjan, próbujących w stolicy osiągać własne cele. Jest to temat rzadko poruszany we wspomnieniach samych Polaków. Bolszewicy po przejęciu władzy krwawo rozprawiali się z wszelką opozycją. Stąd jedynym wyjściem dla zwolenników starego porządku w Rosji była ucieczka z rodzimego kraju. Wydawać by się mogło, że nadrzędnym celem przymusowych emigrantów będzie organizacja oddziałów wojskowych do walki z rewolucją bolszewicką. Jednak dociekliwy żołnierz z ironią i dowcipem obnażał fakty. W rzeczywistości dowódcy z poszczególnych sztabów białych Rosjan robili wszystko, aby odpowiednio urządzić się w Warszawie i nigdy nie wyruszyć na front.

Nie tylko nie współpracowali w obliczu wspólnego wroga, ale wręcz rywalizowali ze sobą o środki sojuszniczych państw, które finansowały ich działalność. Próbowano na przykład wydzierać konkurentom ochotników – im więcej żołnierzy zdołał zgromadzić dany sztab, tym więcej pieniędzy miał szansę otrzymać na rzekome „cele wojskowe”. Kilku spryciarzom udało się nawet wykorzystać tę sytuację w dość komiczny sposób, wywołując przy tym niemałe zamieszanie. Jeden z nich nakupił w antykwariacie medali, którymi hojnie się obwiesił, przytwierdził sobie naramienniki z kilkoma gwiazdami, a do kompletu zawiesił u pasa zabytkowy, szwedzki rapier. Drugi, z naramiennikami adiutanta, skromniej ubrany, wyposażył się w niemiecki bagnet. Pomysłowi „wojskowi” wypożyczyli maszynę do pisania i przygotowali wszelkiego rodzaju dokumenty, listy z nazwiskami, rozkazy etc., do których poprzystawiali własnoręcznie wykonane pieczęcie.