Raginis kontra Guderian, czyli polskie Termopile. 80 lat temu miała miejsce heroiczna obrona Wizny

Raginis kontra Guderian, czyli polskie Termopile. 80 lat temu miała miejsce heroiczna obrona Wizny

Dodano: 

„Szybki Heinz” nakazuje atak

9 września, o godz. 8.00 rano przybył do Wizny Heinz Guderian. Zgodnie z rozkazem dowództwa Grupy Armii „Północ”, prócz 3. DPanc. i 20. DPZmot., została mu podporządkowana 10. DPanc. a także forteczna Brygada Piechoty „Lötzen”.

Od razu po przybyciu na front General der Panzertruppen objechał poszczególne odcinki. Guderian był zadowolony z działań podjętych przez dowództwo i żołnierzy Brygady Piechoty „Lötzen”, którzy sforsowali Biebrzę i przechodzili już wówczas do rozwinięcia ataku na pododcinek „Giełczyn”. Jego niezadowolenie wzbudziły jednak działania, a właściwie ich brak, ze strony dowództwa 10. DPanc. Na jej odcinku panował dziwny spokój, nie przeprowadzono rozpoznania, nie wydano ataku do natarcia. Czołgi natomiast, stojąc w ogromnym korku, nie przekroczyły Narwi - most pontonowy ciągle nie był gotowy. Guderian, nie mogąc znaleźć oficera odpowiedzialnego za zaistniałą sytuacją nakazał dowódcy dywizjonu ciężkiej artylerii rozpocząć ostrzał polskich pozycji. Ponadto, wraz z dowódcą jednego z pułków, przeprowadził rozpoznanie. Po latach pisał: Leżeliśmy tuż przed ich [Polaków – P.Sz.] betonowymi schronami bojowymi. Zastaliśmy tu dzielną obsługę niemieckiej armaty przeciwpancernej, która pod rozkazami swego dowódcy sama jedna atakowała przeciwnika. Po zebraniu niezbędnych informacji, Guderian rozkazał przyspieszyć transport czołgów na wschodni brzeg Narwi – wozy pancerne miały być załadowane na promy.

Dowódca XIX Armeekorps nie znosił bezczynności, uwielbiał natomiast efektywną szybkość. To właśnie siła ognia pancernego, połączona z odpowiednią dynamiką przełamywały najlepiej zorganizowane odcinki obrony. Umiejętne wykorzystanie masy czołgów, wspartych piechotą, artylerią i lotnictwem, dawały odpowiednie rezultaty. W tamtym momencie, na odcinku „Wizny”, nie widać było ani szybkości, ani siły. Dlatego też Guderian starał się jak najszybciej odwrócić sytuację.

Heinz Guderian, zdjęcie z 1941 r.

Początek nawały

Zgodnie z jego wytycznymi ok. godz. 10.00 rozpoczęło się intensywne ostrzeliwanie polskich pozycji, trwające cały dzień. Ogień niemieckich dział, połączony z atakami samolotów Luftwaffe, unieszkodliwił całkowicie polską artylerię - między innymi zginął jej dowódca por. Stanisław Brykalski, a kpt. Raginis został ranny. Niemcom udało się również zniszczyć most pod Strękową Górą. Ponadto trwało już wówczas natarcie niemieckiej Brygady Piechoty „Lötzen” na pododcinek „Giełczyn”. Polscy żołnierze, będąc w zdecydowanej mniejszości, nie byli wstanie długo przeciwstawiać się oddziałom Wehrmachtu. Mimo to, przez kilka godzin obrońcy stawiali zaciekły opór, obronę w schronach utrudniał im jednak brak wentylacji. Dlatego też zdecydowali się opuścić bunkry i bronili się w rowach strzeleckich. Jednak po południu Niemcom udało się w końcu rozbić polską defensywę. W większości Polacy opuścili swoje stanowiska i rozproszyli się w dwóch kierunkach – na Białystok oraz na „Osowiec”.

Kiedy Brygada Piechoty „Lötzen” zdobywała powoli pododcinek Giełczyn, oddziały 10. DPanc. rozpoczęły natarcie na „Strękową Górę”. Z godziny na godzinę nieprzyjaciel wprowadzał do walki coraz więcej oddziałów, które z wolna przekraczały Narew. Rozpoczęło się bezpośrednie natarcie nieprzyjaciela na obiekty i walka w tychże. Około godz. 15.00 straciłem pierwszy ckm i zostałem tak oślepiony, że straciłem wzrok - wspominał dowódca 8 komp. 135. pp kpt Wacław Schmidt. Około 16.00 kpt. Raginis powiadomił przez radio swoich przełożonych, iż przewaga sił niemieckich jest przygniatająca. Mimo to zapewnił, że będzie kontynuował obronę odcinka. Była to ostatnia informacja, jaką dowódca „Wizny” przekazał swojemu przełożonemu. W niedługim czasie po tej rozmowie jedyne radio Władysława Raginisa zostało zniszczone. Natomiast napór Niemców ciągle wzrastał. Do godz. 18.00 nieprzyjaciel unieszkodliwił wszystką broń maszynową w obiekcie, raniąc ciężko mnie i pięciu szeregowych. Na skutek tego, że stan rannych w jednej zupełnie ciemnej izbie, wśród stłoczonych 26 ludzi, stale się pogarszał, broni maszynowej już nie było, użycie KB ppanc. – niemożliwe, brak powietrza w niewietrzonej izbie na skutek pozatykanych otworów wentylacyjnych, zdecydowałem się poddać obiekt - relacjonował kpt. Schmidt.

Jeszcze w godzinach popołudniowych 9 września gen. Wilczyński-Olszyna informował Naczelne Dowództwo: Sytuacja w rejonie Wizny nieprzyjemna. Na odcinek ten idzie silne natarcie, a broni go tylko kompania karabinów maszynowych z kompanią piechoty, dwoma plutonami artylerii… Dowódca tej grupki jest ranny. Czołowe obiekty padły, a Osowiec odległy o 36 km nie może mu przyjść z pomocą. Jeżeli padnie Strękowa Góra, kierunek na Białystok otwarty.

Była już godzina 18, gdy natarcie nabrało należytego rozmachu - napisał w swych wspomnieniach Heinz Guderian. Odpowiednie przygotowanie artyleryjskie, naloty lotnicze oraz atak czołgów i piechoty doprowadziły do złamania odcinka. Oczywiście, poszczególne schrony broniły się nadal, szczelnie obsadzone przez oddziały nieprzyjaciela. Niektórzy żołnierze niewytrzymali jednak napięcia i opuścili swoje stanowiska. Zadania, które postawiło przez „Wizną” polskie Naczelne Dowództwo przestały być wykonalne. Okrążone bunkry nie mogły zatrzymać oddziałów wroga posuwających się spokojnie w kierunku wschodnim i południowym. Już w godzinach wieczornych, 9 września, kolumny niemieckich oddziałów wlewały się w głąb II RP. Żołnierze niemieccy osiągnęli tego dnia miejscowość Tykocin, o czym meldowało polskie rozpoznanie, natomiast w nocy z 9 na 10 września dotarli już do Zambrowa.