Badania ciał wskazały, że wszystkie pięć osób zmarło z powodu hipotermii – zamarzło na śmierć. Jeden z mężczyzn miał lekko pękniętą czaszkę, jednak zdaniem anatomopatologów nie było to obrażenie zagrażające życiu.
Ruszyło śledztwo, a równocześnie cały czas trwały poszukiwania zwłok kolejnych osób. Przełom przyszedł dopiero na początku maja. Mansowie znaleźli wówczas w pobliżu cedru szlak z jodłowych igieł. Podjęto decyzję o rozkopaniu wąwozu. Pod warstwą śniegu, na głębokości około 2,5 metra, leżały ścięte jodły. Nie było natomiast śladów zwłok. Uzyskany trop pozwolił jednak studentom i Mansom na dotarcie do ciał. Te odnaleziono 4 maja.
Znalezione w jarze szczątki nosiły poważne obrażenia: Nikołaj Thibeaux-Brignolle miał strzaskaną czaszkę, zaś Siemion Zołotariow i Ludmiła Dubinina zmiażdżone klatki piersiowe. Czwartą osobą był Aleksandr Kolewatow, którego znaleziono przytulonego do Zołotariowa, bez poważniejszych obrażeń.
Rozcięty namiot, krew na drzewie i znak na śniegu
Z uwagi na brak świadków, przebieg wydarzeń rekonstruowano na podstawie dedukcji, oglądu miejsca zdarzenia i zwłok. Ze śladów znalezionych wokół namiotu wynikało, że studenci opuścili namiot nagle. Mimo mrozu, część z nich była częściowo rozebrana, inni wyszli boso lub w jednym bucie.
Zagadką pozostaje, co uczestnicy wyprawy robili po wydostaniu się ze schronienia. Pod cedrem znaleziono ślady ogniska. Na korze drzewa, z którego obłamano gałęzie do wysokości około 4 metrów, były ślady krwi i wyszarpanych tkanek ciała. Z niewyjaśnionych przyczyn ofiary ścięły nożem około 20 choinek i zaciągnęły je po ziemi do jaru, w głębi lasu, a następnie ułożyły je na ziemi w formie prostokąta – w ich pobliżu znaleziono w maju ciała czwórki uczestników wyprawy.
Jak zginęli turyści z Przełęczy Diatłowa?
Sekcje zwłok wykazały, że przyczyną śmierci większość uczestników wyprawy była hipotermia. Wyjątek stanowiły trzy osoby z najcięższymi obrażeniami. Do zgonu Ludmiły Dubininy przyczyniła się rana kłuta serca i krwotok do opłucnej oraz krwawienie wewnątrz klatki piersiowej, podobnie było w przypadku Siemiona Zołotariowa. W przypadku Nikołaja Thibeaux-Brignolle'a śledczy za przyczynę zgonu uznali załamanie podstawy czaszki i krwotok do opon mózgowych oraz wbicie fragmentów kości z popękanej czaszki w opony mózgowe.
Zwłoki osób znalezionych w maju uległy częściowemu rozkładowi, nosiły ubytki tkanek miękkich z twarzy i innych odsłoniętych części ciała. Były częściowo pozbawione gałek ocznych. Biegli orzekli jednak, że te obrażenia nie miały związku z przebiegiem tragedii, a były skutkiem zmian pośmiertnych, które nastąpiły w trakcie 3-miesięcznego przebywania zwłok w śniegu i wodzie.
Prawda o tym, co pokazały sekcje zwłok, wyszła na jaw dopiero po latach. W swoim artykule z lat 90. nadzorujący śledztwo prokurator Iwanow przyznał, że rodzinom początkowo nie przedstawiono tych informacji. Powiedziano im jedynie, ze ich bliscy zamarzli. Zatajono także fakt, że fragmenty ich odzieży i próbki pobrane z organów wewnętrznych poddano badaniom na obecność promieniowania. W przypadki Ludmiły i Aleksandra wynik był pozytywny – na ich ubraniach odkryto zwiększoną radioaktywność. O ile ciała pierwszych odnalezionych ofiar wystawiono na widok publiczny, tak już w przypadku kolejnych do zwłok nie dopuszczono nawet najbliższych rodzin. Ci, którzy udali się na lutowy pogrzeb, powtarzali relacje o dziwnym kolorze skóry zmarłych i byli przerażeni tym, jak pookaleczane były ciała.
Kto leżał w grobie Zołotariowa?
Największą zagadkę stanowią zwłoki, co do których śledczy uznali, że należą do Siemiona Zołotariowa. Ponieważ wcześniej zidentyfikowano pozostałych osiem ofiar, a twarz dziewiątej była zmasakrowana, śledczy domyślnie uznali, że to najstarszy uczestnik wyprawy. Po odtajnieniu w 2009 roku akt dotyczących tragedii na przełęczy Diatłowa, na jaw wyszły szokujące informacje.