Półnadzy wybiegli w panice z namiotu, zdzierali sobie skórę o gałęzie. Jaka jest prawda o tragedii na Przełęczy Diatłowa?

Półnadzy wybiegli w panice z namiotu, zdzierali sobie skórę o gałęzie. Jaka jest prawda o tragedii na Przełęczy Diatłowa?

Dodano: 

Naciskany przez partię, prokurator porzucił hipotezę o zabłąkanej rakiecie wojskowej, jak interpretował „ognistą kulę”. Po znalezieniu radioaktywnych substancji w trakcie sekcji zwłok czwórki z jaru, Iwanow został przymuszony do zamknięcia śledztwa. Akta przekazano do Moskwy i utajniono.

Co działo się nad Uralem w lutym 1959 roku?

Rodziny zmarłych przez lata na własną rękę usiłowały dochodzić prawdy. Większość z nich skłaniała się ku hipotezie, że sprawa ma związek z testami rakiet, które wojsko radzieckie przeprowadzało potajemnie na Uralu. Po pogrzebie odnalezionych w maju ciał, do mieszkania rodziców Jurija Kriwoniszczenki przyszli turyści, którzy w nocy z 1 na 2 lutego nocowali kilka kilometrów do grupy Diatłowa. Opisywali, że widzieli „silny błysk rakiety lub podobnego obiektu”.

Światło było tak mocne, że jedna z grup, będąca już w namiocie i szykująca się do snu, wystraszona wyskoczyła na zewnątrz i obserwowała to zjawisko. Po chwili usłyszeli w oddali hałas przypominający potężny grzmot

Czy tego samego doświadczyli uczestnicy wyprawy prowadzonej przez Igora Diatłowa? Takie relacje docierały wielokrotnie do rodzin ofiar. Szukający odpowiedzi krewni członków grupy Diatłowa byli odsyłanie przez osoby zbliżone do śledztwa do ministerstwa obrony. Oficjalnie nikt jednak nie przyznał, żeby wojsko miało coś wspólnego z wydarzeniami z lutowej nocy 1959 roku.

Po 60 latach prokuratura wraca do sprawy Przełęczy Diatłowa

We wznowionym w 2019 roku śledztwie rosyjska prokuratura postanowiła jeszcze raz zbadać sprawę i przyjrzeć się najpoważniejszym teoriom. Wśród hipotez, które były brane pod uwagę, znalazły się: zejście lawiny, uderzenie huraganu bądź tzw. deska śnieżna. Jest to rodzaj lawiny, która powstaje w wyniku osunięcia się warstwy świeżego śniegu, który nie przywarł jeszcze do podłoża bądź oderwania się nawisu śnieżnego.

W lipcu 2020 roku zastępca szefa Prokuratury Generalnej Uralskiego Okręgu Federalnego Andriej Kurjakow poinformował, że według nowych analiz akt i eksperymentów przeprowadzonych przez śledczych, do śmierci turystów doprowadziła lawina. Zdezorientowani podróżni, wypędzeni z namiotu w środku nocy i nieodpowiednio ubrani, mieli zamarznąć, nie mogąc znaleźć drogi powrotnej. Kurjakow zaznaczył, że to zdaniem śledczych zamyka sprawę.

Co ciekawe, taka teoria pojawiała się także wcześniej w rosyjskich rozważaniach na temat przyczyn tragedii. Podczas konferencji zorganizowanej z okazji jej 49. Rocznicy na Uniwersytecie Uralskim, Jewgienij Bujanow przekonywał, że na przełęcz zeszła niewielka lawina. Jego twierdzenia spotkały się jednak z ostrymi protestami ekipy poszukiwawczej. „Czy pan rozumie, że my tam wtedy byliśmy?” krzyczeli ratownicy.

Na zdjęciach z miejsca tragedii pokazywali wbite w śnieg wokół namiotu kijki od nart. Po kilku latach Bujanow zmienił nieco swoją hipotezę twierdząc, że za śmierć grupy Diatłowa odpowiada „dziura” lub „deska śnieżna”. Zdaniem jej autora na namiot osunął się śnieg, który stał się przyczyną obrażeń u turystów. Bujanow przyjął, że Siemion i Ludmiła o własnych siłach dotarli do jaru, niosąc nieprzytomnego Nikołaja. Ta teoria budzi z kolei sprzeciw specjalistów od medycyny sądowej, którzy powołują się na dokument z akt. Znajduje się tam opinia, zgodnie z którą do śmierci Ludmiły miało dojść w ciągu maksymalnie 10 do 20 minut od wystąpienia urazów. Oznacza to, że ciężko ranna kobieta nie byłaby w stanie nie tylko przebyć takiej drogi, ale jeszcze do tego dźwigać kolegi.

Szwajcarzy o lawinie. „Nikt nie wie, co stało się tamtej nocy”

Na hipotezę o lawinie wskazuje także Johan Gaume, szef Laboratorium Symulacji Lawin z Zurychu. Szwajcarscy eksperci z pomocą technik komputerowych podjęli się wyjaśnienia zagadki, jak powstała lawina, skoro w nocy, gdy doszło do tragedii, nie było opadów śniegu. Zdaniem badaczy, za tragedię opowiadają tzw. wiatry katabatyczne, które spływają w dół zbocza. Mogły one przenieść śnieg, który następnie zgromadził się nad namiotem i na niego opadł. Gaume twierdzi, że swoistą pułapkę zastawili na siebie sami członkowie wyprawy. „Gdy nie zrobili nacięcia w zboczu, nic by się nie stało. To był pierwszy bodziec, ale sam w sobie nie wystarczyłby”.

I tu pojawia się luka w wiedzy. Według badacza, musiało dojść do jakiegoś pęknięcia, uderzenia, które spowodowało uwolnienie płyty śnieżnej. Co mogło je wywołać? Tu naukowcy nie mają odpowiedzi. – Prawda jest oczywiście taka, że nikt nie wie, co stało się tamtej nocy. Dostarczamy jednak mocnych dowodów ilościowych na to, że teoria lawinowa jest prawdopodobna – mówi współautor badania, Alexander Puzrin.

– Jednym z głównych powodów, dla których teoria lawinowa wciąż nie jest w pełni akceptowana, jest to, że władze nie przedstawiły wyjaśnienia, jak do tego doszło – przyznaje Faume. Dodaje, że chodzi m.in. o nietypowe obrażenia niektórych ofiar, które nie wskazują na to, by zabiła je lawina.

Tragedia na Przełęczy Diatłowa wciąż żywa

Czy wersja prokuratury i nowe badania na pewno zamykają sprawę tragedii na Przełęczy Diatłowa? Wystarczy powiedzieć, że rosyjska agencja informacyjna Ria Novosti przed kilkoma dniami opublikowała depeszę o kolejnej hipotezie. Andriej Szepeliew z Samary twierdzi, że w pierwszej połowie 1959 roku nad Północnym Uralem przelatywał amerykański samolot zwiadowczy typu B-47 Stratojet. Jego zdaniem zrzucona przez pilota bomba mogła przyczynić się do śmierci turystów. Teorię przedrukowują największe rosyjskie portale, a prezes Fundacji Pamięci Grupy Diatłowa mówi, że jest warta zbadania.


W artykule wykorzystano informacje z książki Alice Lugen „Tragedia na Przełęczy Diatłowa. Historia bez końca”, wyd. Czarne, 2020r.

Czytaj też:
Czarnobyl – historia. Jak doszło do największej katastrofy elektrowni atomowej?

Opracowała:
Źródło: WPROST.pl