4 czerwca 1989 r. Solidarność zdobyła wszystko, na co pozwalały ustalenia Okrągłego Stołu

4 czerwca 1989 r. Solidarność zdobyła wszystko, na co pozwalały ustalenia Okrągłego Stołu

Dodano: 

Zarówno podczas tworzenia komitetów, jak i przy układaniu list wyborczych nie obyło się bez sporów, które jednak szybko rozwiązywano przez istniejący zespół ds. koordynacji list kandydatów. 23 kwietnia Komitet Obywatelski zatwierdził listę swoich kandydatów do Sejmu i Senatu, na której znalazło się wiele znanych nazwisk, jak: Jan Krzysztof Bielecki, Bronisław Geremek, Jarosław i Lech Kaczyńscy, Jacek Kuroń, Andrzej Łapicki, Adam Michnik, Stefan Niesiołowski, Gustaw Holoubek, Karol Modzelewski, Zbigniew Romaszewski, Andrzej Wajda.

Konfliktów przy tworzeniu list wyborczych nie zabrakło także w PZPR i innych ugrupowaniach kolacji rządowej. U progu kampanii nad ZSL wisiało widmo rozłamu. Między innymi grupa działaczy krytykujących ówczesnego szefa Romana Malinowskiego utworzyła Ogólnopolski Komitet Odrodzenia Ruchu Ludowego, a jego głównym celem było zwołanie kongresu nadzwyczajnego ZSL. Także w Stronnictwie Demokratycznym radykalizowały się głosy krytykujące PZPR.

Jakby tego było mało, to kandydaci stronnictw sojuszniczych otwarcie dystansowali się od PZPR – byli nawet tacy, którzy deklarowali swoje poparcie dla opozycji. Na przykład Stanisław Kalina reprezentujący ZSL, mówił: „Z partią nie jest mi po drodze. Celem partii jest socjalizm, moim dobro człowieka”. Z kolei Felicjan Gołębiewski bez ogródek oświadczył, że kandyduje, aby pozyskać dla „Solidarności” o jeden mandat więcej.

Bez względu na kłopoty koalicji rządowej, zaczęto promować kandydatów, którzy ze światem polityki mieli dotychczas niewiele, lub zupełnie nic wspólnego. Na listach znalazł się m.in. dyrektor wrocławskiego ZOO Antoni Gucwiński, kosmonauta Mirosław Hermaszewski czy kardiolog Zbigniew Religa.

Jednak cała kampania strony rządowej i jej satelitów była dość słaba. Ludzie nie potrafili sprostać wymaganiom, jakie narzuca prawdziwa kampania wyborcza. Kandydaci swoje wystąpienia na spotkaniach czytali z kartki, co często trwało tak długo, że na pytania publiczności nie starczało czasu. Same wiece z kolei odbywały się przy nikłej liczbie osób i to w zasadzie wśród ludzi aparatu partyjnego.

Ilustracją tego było spotkanie wyborcze gen. Józefa Kuropieski, który na sali znajdował się wraz czterema innymi kandydatami rządowymi i jedynie siedmioma wyborcami. Natomiast totalnym kuriozum były plakaty władzy z hasłem „Głosuj na najlepszych!”.

Innym faktem był brak środków kampanijnych oraz nieporadność organizacyjna. Kandydaci skarżyli się na brak chętnych do rozwieszania plakatów wyborczych, nie mówiąc już o małej intensywności propagandowej – „Mnie osobiście w mojej naiwności wydawało się (…), że nie tylko każdy budynek wsi, ale każda krowa na tyłku będzie miała afisz propagandowy strony koalicyjno-rządowej” – mówił Alfred Miodowicz, ówczesny szef Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych. Jednymi z nielicznych wyjątków na tle starych towarzyszy byli Aleksander Kwaśniewski czy Leszek Miller, u których można było zauważyć kampanię w niezłym stylu.

Natomiast kampania Komitetu Obywatelskiego zaskakiwała rozmachem. Ulice polskich miast i miasteczek wręcz tonęły w plakatach nawołujących do głosowania na słynną „drużynę Lecha”. Udanym pomysłem, na który wpadł Andrzej Wajda, były plakaty reklamujące kandydatów „Solidarności” w towarzystwie Lecha Wałęsy. Wzmacniało to nie tylko wiarygodność danej osoby w oczach wyborców, ale pokazywać też miało jedność, w celu uniknięcia rozproszenia głosów.

Wiece wyborcze Komitetu miały profesjonalny charakter politycznego show. Na spotkaniach nie tylko prezentowano kandydatów solidarnościowych, gościli na nich również znani aktorzy, muzycy, ludzie sztuki, którzy ubarwiali atmosferę ówczesnej walki politycznej. Należy również dodać, że poparcia kandydatom „Solidarności” udzieliły zachodnie gwiazdy, np. Jane Fonda, Robert de Niro czy Stevie Wonder – ten ostatni na specjalnym spotkaniu w jednej z warszawskich kawiarni zaśpiewał razem z Janem Lityńskim i Jackiem Kuroniem piosenkę „I Just Called To Say I Love You”.

Ze względu na ograniczony dostęp do środków masowego przekazu, dla kandydatów Komitetu Obywatelskiego niezwykle istotne znaczenie miało ukazanie się 8 maja pierwszego numeru „Gazety Wyborczej”, której redaktorem naczelnym został Adam Michnik. Natomiast audycje telewizyjne z udziałem ludzi „Solidarności” widzowie mogli zobaczyć dopiero 9 maja.

Najaktywniejszą kampanię wyborczą miał Jacek Kuroń, który startował z Żoliborza. Za kontrkandydata miał związanego z opozycją antykomunistyczną mecenasa Władysława Siłę-Nowickiego, którego poparł Kościół. Kuroń wierzył w siłę swojej charyzmy i jego działania były oparte na jak najczęstszych spotkaniach z wyborcami. Podczas jednego z nich przemawiał prawie trzy godziny. W ciągu 3 tygodni potrafił odbyć 40 spotkań. Jedna z jego ulotek miała nakład 200 tysięcy egzemplarzy, co do dzisiaj robi wrażenie, a w jego akcji plakatowej było zaangażowanych 130 osób.

Z kolei np. wspominany już wcześniej Adam Michnik kandydował ze Śląska. Co ciekawie, początkowo chciano, aby startował z Sosnowca, a więc w bastionie komunistów, gdzie do zdobycia był tylko jeden mandat. Wprawdzie należał do najbardziej rozpoznawalnych działaczy „Solidarności”, zaprotestował jednak przeciwko temu i ostatecznie trafił do okręgu bytomskiego (5 mandatów). Odbywał po dwa-trzy wiece dziennie w salach mogących pomieścić kilkaset osób. Mimo charakterystycznego jąkania, bez trudu potrafił nawiązać kontakt ze słuchaczami, nawet z tymi, którzy się z nim nie zgadzali.

Warto dodać, że nie wszyscy kandydaci Komitetu Obywatelskiego mieli plakat z Lechem Wałęsą. Na przykład materiał wyborczy Zbigniewa Romaszewskiego był inny, gdyż na fotografii wyszedł tak, jakby Wałęsie groził i zdjęcie skonfiskowano.

Należy odnotować, że Komitet Obywatelski nie był jedyną częścią opozycji, która brała udział w wyborach kontraktowych. Ze względu na brak porozumienia z KO, na start zdecydowała się samodzielnie Konfederacji Polski Niepodległej, która wystawiła 16 kandydatów do Sejmu i 6 do Senatu. Swoich pretendentów do mandatu miały też m.in. Unia Polityki Realnej Janusza Korwin-Mikkego, Grupa Robocza Komisji Krajowej, Ruch Wolnych Demokratów Karola Głogowskiego czy związani z opozycją antykomunistyczną Kazimierz Świtoń i wspomniany Władysław Siła-Nowicki.