Nie tylko „Enigma”. Wywiad w czasie II wojny światowej

Nie tylko „Enigma”. Wywiad w czasie II wojny światowej

Dodano: 

Tajemnica Kaługina

Kapitan Konstanty Kaługin to z pewnością jedna z najbardziej zagadkowych postaci powstania warszawskiego. Co do jego oceny wątpliwości nie miał Wincenty Kwieciński „D-3”, czyli szef kontrwywiadu warszawskiego okręgu Armii Krajowej od 1944 roku – Kaługin był radzieckim agentem działającym na terenie całej akcji AK. W swoim raporcie z 23 sierpnia 1944 roku Kwieciński skrytykował nawet działania Komendy Głównej, która dała Kaługinowi dużą swobodę poruszania się po terenach powstańczych.

Kazimierz Iranek-Osmecki „Makary” (szef Oddziału II Informacyjno-Wywiadowczego KG AK) już po zakończeniu II wojny światowej określił, że Kaługin był sowieckim agentem, który miał dwa główne cele działania: zorientowanie się w sposobie funkcjonowania Polskiego Państwa Podziemnego oraz działanie na rzecz wywołania pewnych politycznych następstw, które miały zadowolić Kreml. By wykonać punkt drugi, przedstawił dowódcy powstania Antoniemu Chruścielowi „Monterowi” propozycję, by wysłać do Stalina depeszę z prośbą o pomoc dla warszawskiego zrywu.

„Monter” przewidział jednak następstwa takiego czynu, czyli „uprawomocnienie” wszelkich działań Armii Czerwonej jako siły działającej z woli ludu Warszawy. Wbrew decyzji dowództwa AK nie zgodził się więc na wysłanie depeszy.

Nie jest jasny stosunek środowisk komunistycznych do tego oficera. Na początku podchodzono do niego jak do swoistego autorytetu i przedstawiciela Armii Czerwonej w pochłoniętej powstaniem stolicy. Sytuacja diametralnie zmieniła się po 29 sierpnia – od tego czasu uznawany był za zbiegłego jeńca, który zupełnie przypadkowo dostał się w wir walk. W PRL-owskich opracowaniach był później przedstawiany jako były żołnierz kolaboracyjnej Rosyjskiej Armii Wyzwoleńczej (czyli tzw. ROA, „własowcy”).

Ryszard Nazarewicz, członek PPR i AL twierdził, że Konstanty Kaługin był sowieckim jeńcem wojennym, który następnie trafił do ROA, aby później znów współpracować z komunistyczną partyzantką polską i radziecką. W powstaniu wziąć udział miał przez przypadek – wybuch walk uniemożliwił mu dotarcie na Lubelszczyźnie, gdzie dostał przydział do sowieckiego oddziału. Dodatkowo miał być marionetką w rękach AK.

Kim by nie był, należało go rozpracować. Dużą rolę odegrał tu referat „K” Kontrwywiadu Okręgu Warszawa, który był podówczas jedyną siłą działającą przeciwko strukturom komunistycznym – to znaczy przeciwko sowieckim agentom w szeregach Armii Ludowej i Polskiej Partii Robotniczej. Ten właśnie wydział miał za zadanie rozwiązanie sprawy Kaługina – gromadził i analizował wszelkie informacje o tym, z kim Rosjanin się kontaktował, a następnie wysyłał raporty do ścisłego dowództwa. Zadanie inwigilacji działań Kaługina przypadło ppłk. Bohdanowi Zielińskiemu „Tytusowi”, który miał mu towarzyszyć na Starówce.

Opracowany profil psychologiczny potencjalnego szpiega określał go jako osobę inteligentną i dobrze orientującą się w realiach Polski. Przy okazji inwigilacji sowieckiego żołnierza zaczęto też mocno badać sprawę środowisk polskich komunistów znajdujących się pod znacznymi wpływami wywiadu ZSRR.

Do dziś nie jest jasne, kim naprawdę był Kaługin; wyklucza się tezę o tym, że był faktycznym przedstawicielem radzieckiego wojska przy dowództwie AK – kapitan był albo sowieckim szpiegiem, albo postacią zupełnie z przypadku, która dostała się w sam środek walczącej Warszawy. Relacje takie jak ta Nazarewicza budzą wiele wątpliwości. Prawdy o tej nieco zapomnianej postaci zapewne się nie dowiemy.

Nieznane są bowiem dalsze losy kpt Kaługina. Jedna z teorii mówi o schwytaniu przez NKWD i zesłaniu do łagru, ale czy tam zginął – to już absolutna zagadka...