Zakonnik, który stał się męczennikiem. Maksymilian Maria Kolbe oddał w Auschwitz życie za współwięźnia

Zakonnik, który stał się męczennikiem. Maksymilian Maria Kolbe oddał w Auschwitz życie za współwięźnia

Dodano: 

W swojej działalności publicystycznej podejmował nie tylko zagadnienia dotyczące wiary, ale dotykał też problematyki społecznej. W części publikacji szerzył teorie spiskowe, bezkrytycznie oparte m.in. o treść sfabrykowanej książki „Protokoły Mędrców Syjonu”. Kolbe formułował wobec Żydów rozmaite zarzuty. Niektóre wypowiedzi rzuciły się cieniem na życiu zakonnika, pojawiły się oskarżenia o antysemityzm.

Oceniając jednak jego postawę, warto uwzględnić nieobcą w życiu politycznym Europy, w tym także II RP, niechęć wobec Żydów. Należy też pamiętać, że M.M. Kolbe potępiał stosowanie przemocy, krytykował piewców poglądów skrajnie antysemickich. Na temat jego postawy wiele mówi także fakt, że klasztor w Niepokalanowie opiekował się Żydami, a sam Kolbe w 1940 roku ukrywał żydowskie małżeństwo.

Więzień Niepokalanej

Ojciec Kolbe został aresztowany przez Niemców 19 września 1939 r. Pierwotnie osadzono go w obozie w Łambinowicach, skąd przeniesiono go do Gębicy i ostatecznie do Ostrzeszowa. 8 grudnia 1939 r. został zwolniony i powrócił do Niepokalanowa. Nieco ponad rok później, 17 lutego 1941 r. ponownie został aresztowany i osadzony na Pawiaku, skąd 28 maja 1941 r. przeniesiono go do obozu koncentracyjnego Auschwitz. Nadano mu tam numer obozowy 16670.

Kolbego przydzielono do komórki zajmującej się wyrębem drzew. Nieprzyzwyczajony do ciężkiej pracy fizycznej, mając ogólnie słaby stan zdrowia, dość szybko zaczął opadać z sił. W tym czasie, mimo zakazu regulaminu obozowego starał się sprawować posługę kapłańską pośród współwięźniów. Gdyby Kolbe został złapany np. przy udzielaniu spowiedzi któremuś z więźniów, w konsekwencji trafiłby do komory gazowej. Doktryna nazistowska zakładała, że księża katoliccy nie powinni przeżyć w obozie dłużej niż dwa miesiące. Wynikało to z obawy Niemców przed wpływem duchowieństwa na resztę więźniów.

29 lipca 1941 r. doszło do sytuacji, która na zawsze pozostała w pamięci więźniów. Po ucieczce jednego z osadzonych, miał miejsce apel zakończony skazaniem dziesięciu więźniów na śmierć głodową. Zawsze wtedy, gdy jeden z więźniów uciekał, inni członkowie jego bloku byli wyzwani na plac apelowy. Ci którzy nie mieli dość sił, aby wytrzymać wielogodzinny apel, najczęściej padali na ziemie i wówczas ich los był przesądzony.

Zwoływanie tego typu apeli miało na celu zastraszenie innych więźniów, tak by nie podejmowali oni próby ucieczki. Jeżeli podczas apelu udało się złapać uciekiniera, wówczas był on doprowadzany na plac (żywy bądź martwy) i wieszany na oczach pozostałych więźniów. Jeżeli natomiast nie udało się schwytać osadzonego, wtedy w odwecie jeden z oficerów dokonywał selekcji więźniów, którzy mieli ponieść śmierć np. w bunkrze głodowym.

Pośród zebranych panował strach, ponieważ nie istniały żadne zasady selekcji, esesman mógł wybrać każdego ze zgromadzonych więźniów. Miało to uświadomić więźniom, że każda próba ucieczki skończy się odwetem na pozostałych osadzonych. Niekiedy do obozu trafiały całe rodziny, byli więc więźniowie, którzy nie mogli nawet myśleć o ucieczce, by nie narażać swoich najbliższych na konsekwencje ich decyzji.

Niemcy liczyli również, że taki terror przyczyni się do tego, że sami więźniowie w obawie o życie swoich najbliższych, będą przeciwdziałać wszelkim próbom ucieczek. Warto jednak pamiętać, że w obozach osadzeni byli różni ludzie, niektórzy byli gotowi przeżyć nawet za cenę życia innych więźniów. Całkiem odmienną postawę prezentował Maksymilian Maria Kolbe.

Prowadzący apel Karl Fritzch wybrał dziesięciu więźniów, którzy mieli zostać wysłani do bunkra głodowego. Wśród nich znalazł się Franciszek Gajowniczek, który rozpaczał, że nie spotka już więcej ani żony, ani dzieci. Wówczas stojący w szeregu o. Kolbe podszedł do prowadzącego apel i poprosił go, aby mógł zamienić się z Gajowniczkiem miejscami.

Niemiec wyraził zgodę, co wywołało zdziwienie nie tylko pomiędzy więźniami, ale także pośród esesmanów. Nie do pomyślenia bowiem było, by więzień sam, z własnej inicjatywy i wbrew wyraźnemu rozkazowi wyszedł z szeregu i zwrócił się w języku niemieckim do jednego z oficerów. Tym bardziej, że już za sam fakt opuszczenia szeregu, mógł zostać ukarany śmiercią. Tymczasem rozmowa więźnia z oprawcą wyglądała jak rozmowa równego z równym, co jeszcze bardziej dziwiło pozostałych świadków.

Podobno Fritzch zapytał Kolbego, dlaczego chce umrzeć za tego konkretnego więźnia, w odpowiedzi usłyszał, iż Kolbe jest księdzem katolickim, a ten wybrany na śmierć ma przecież żonę i dzieci. Mimo że Fritzch słynął z okrucieństwa, szczególnie wobec osób duchownych, zgodził się na propozycje Kolbego i pozwolił Gajowniczkowi opuścić grupę skazanych na śmierć.

Jaka była prawdziwa istota heroicznego czynu Kolbego? W świecie zdominowanym przez śmierć, w którym niemieccy naziści starali się odebrać godność ludzką więźniom (chociażby poprzez: nadawanie numerów zamiast imion i nazwisk; pozbawienie tożsamości; urągające warunki sanitarne; atmosferę ciągłego terroru) pojawił się człowiek, który swoją postawą udowodnił, że ludzkie życie ma jednak wartość najwyższą.

Chociaż o. Kolbe nie mógł mieć pewności czy Gajowniczek przeżyje wojnę i ostatecznie powróci do swoich najbliższych, to jednak w tym momencie najważniejsze było to, że on – Maksymilian Maria Kolbe – mógł dokonać wyboru. W tym jednym geście złączył ze sobą zapowiedziane,,dwie korony” – czystości i męczeństwa. Jego wybór był tym, co czyni ludzkie życie najszlachetniejszym – miłością. Tym samym udowodnił, że chociaż Niemcy mogli odebrać więźniom życie, tożsamość i mienie, to jednak nie byli w stanie odebrać ludzkiej godności.

Według relacji świadków współtowarzysze Kolbego z bunkra głodowego początkowo buntowali się wobec swojego losu, świadomość nieuchronnej śmierci budziła w nich naturalnych strach. Wraz z upływem godzin i dni, coraz bardziej ulegali jednak charyzmie zakonnika, który przeznaczał każdą chwilę na wspólną modlitwę ze współwięźniami oraz udzielanie im sakramentu pokuty i pojednania. Dostrzegli oni, że przy nim mogą czuć się bezpieczniej, było mi po prostu łatwiej umierać, mając świadomość, że nie są sami.

Powszechnie przyjmuje się, że o. Maksymilian Maria Kolbe zmarł 14 sierpnia 1941 r., w bunkrze głodowym, gdzie został dobity zastrzykiem fenolu. Co prawda w oficjalnym akcie zgonu z 28 stycznia 1942 r., podano datę 15 sierpnia 1941 r. godzina 12.50, jednak zdaniem naocznych świadków, Kolbe został zamordowany dzień wcześniej. 15 sierpnia jego ciało widziano już w więziennej kostnicy, chwilę przed przekazaniem go do krematorium.

Po zakończeniu II wojny światowej postać zakonnika-męczennika z Auschwitz została otoczona szerokim kultem prywatnym nie tylko w Polsce, ale również za granicą. Papież Paweł VI ogłosił Kolbego błogosławionym. Uroczystość beatyfikacyjna miała miejsce w rzymskiej Bazylice św. Piotra 17 października 1971 r. Z kolei uroczystości kanonizacyjne pod przewodnictwem papieża Jana Pawła II odbyły się 10 października 1982 r. Postać św. Maksymiliana Marii Kolbe jest w Polsce powszechnie szanowana i czczona – liczne sanktuaria, kościoły i parafie, ale także placówki oświatowe obrały jego postać jako patrona.

Artykuł zatytułowany Maksymilian Maria Kolbe – działacz, misjonarz, męczennik napisał Adam Szpotański. Materiał został opublikowany na licencji CC BY-SA 3.0.

Czytaj też:
Polska więźniarka z Auschwitz u papieża. Niezwykły gest Franciszka. „Oniemiałam”