„Sądziłbyś, żeś w Ameryce”. Historia polskiego górnictwa: od salin przez „borysławskie naftowierty” po miedziowe zagłębie

„Sądziłbyś, żeś w Ameryce”. Historia polskiego górnictwa: od salin przez „borysławskie naftowierty” po miedziowe zagłębie

Dodano: 
Kopalnia węgla „Reden” w Dąbrowie Górniczej
Kopalnia węgla „Reden” w Dąbrowie Górniczej Źródło:Narodowe Archiwum Cyfrowe
W Polsce kilkaset lat temu jeśli myślało się o przemyśle wydobywczym, to najczęściej kojarzono go nie z węglem, a z solą. Potem na długie dekady nic się nie zmieniło, aż nastały czasy prawdziwej naftowej gorączki, która niczym nie ustępowała tej znanej ze Stanów Zjednoczonych. Historia polskiego górnictwa jest równie zawiła, co losy całego kraju.

Przemysł wydobywczy, albo po prostu górnictwo (wszelkiego rodzaju), ma w Polsce długą tradycję: na ziemiach polskich kopano krzemień 15 tys. lat temu, później także bursztyn. Jednak jeśli myśli się o kopalinie, która robiła prawdziwą furorę, to w przypadku Królestwa Polskiego nie było to złoto, srebro czy choćby żelazo, a sól.

Saliny – kopalnie soli – były w Polsce obecne za pierwszych Piastów, później „Wieliczkę” rozsławiono za rządów Kazimierza Wielkiego. Zresztą dotąd na lekcjach historii uczy się, że zwłaszcza w XIV w. Polska gospodarka – dosłownie – stała na soli. W zasadzie przez stulecia, jeśli w dawnej Polsce coś wydobywano na skalę przemysłową – według ówczesnych kryteriów – to była to sól i ewentualnie żelazo, głównie na terenie Gór Świętokrzyskich oraz w okolicach Częstochowy, a także miedź i cyna (ale na o wiele mniejszą skalę).

Żeby nie tworzyć błędnego obrazu polskiego średniowiecznego przemysłu, należy dodać, że wszędzie indziej górnictwo wyglądało podobnie. Z małym jednak wyjątkiem na wydobycie srebra i złota, np. na Dolnym Śląsku, jeszcze w XII w. niezależnym regionie (rozbijanym na kolejne mniejsze księstewka, później przeszedł w ręce Czech, następnie austriackich Habsburgów, został odbity przez Prusy i po stuleciach przyłączony do Polski – to ważne wtrącenie z perspektywy dalszej opowieści).

Czarne złoto ze Śląska

Na ogół, jeżeli coś w danym Królestwie Polskim – albo na obecnych ziemiach RP – coś wydobywano, to raczej na Śląsku. To też z tego regionu pochodzi pierwsza udokumentowana informacja o tym, że działała tam kopalnia węgla. Dokument z księgi miejskiej Nowej Rudy pochodzi z 1434 roku i dotyczy przekazania kopalni nowemu właścicielowi. Węgiel nie zaczął jednak od razu wypierać innego, powszechnego surowca energetycznego – drewna.

Jak wskazuje Adam Frużyński w „Zarysie dziejów górnictwa węgla kamiennego w Polsce”:

„Pierwsze informacje o stosowaniu węgla kamiennego na Górnym Śląsku pochodzą z 1542 r. Wtedy to Jan Gierałtowski, właściciel Biskupic i Rudy, miał używać węgla kamiennego w uruchomionej kuźnicy. Ponieważ nie zachowały się żadne dokumenty poświadczające ten fakt, domniemuję, że przy wytopie żelaza stosowano jednak węgiel drzewny, gdyż wówczas teren ten pokrywały jeszcze gęste lasy”.

Droga do tego, by czarną kopalinę zacząć nazywać „czarnym złotem” była więc jeszcze daleka. Zwłaszcza że polska gospodarka – co odczuła potem w XVIII w. – niespecjalnie garnęła się do tego, by industrializacja postępowała, przemysł nad Wisłą nie rozpędzał się tak jak te we Francji, Anglii czy na terenie Niemiec. Tak się złożyło, że kolejna rewolucja przemysłowa – XIX w., nazywanym wiekiem pary i elektryczności – jak najbardziej działa się na ziemiach polskich, ale już pod zaborami.

To właśnie wtedy, od XIX w. pełną parą ruszyło wydobycie węgla na terenach obecnej Polski, a surowiec napędzał w zasadzie wszystkie gałęzie ówczesnego przemysłu. Jeszcze pod koniec wieku XVIII w Zagłębiu Górnośląskim działały zaledwie dwie kopalnie węgla kamiennego, na Dolnym Śląsku – 38 (w połowie XIX w. już 59). Zmieniła się też cała dynamika przemysłu: zaczęto pozyskiwać koks, rosły kolejne huty, jak np. chorzowska „Królewska” (powstała obok kopalni „Król”, molocha, który dziennie wydobywała około 240 ton węgla dziennie), powstawały odlewnie, huty cynku, miedzi, rosło wydobycie ołowiu. Wszystkiemu towarzyszyło masowe wydobycie węgla – w niecałe 70 lat tylko na Górnym Śląsku pracowały już 142 kopalnie.

To jednak historia Śląska, natomiast na terenach „rdzennie” polskich (czyli przez lata wchodzących w skład Korony) również istniały ośrodki górnicze, ale w okresie, gdy poprawiły się technologie wydobycia, trafiły w ręce zaborców. Zagłębie Dąbrowskie zajęły Prusy, Zagłębie Krakowskie – Austria. Później pierwsze z nich, po krótkiej przynależności do Prus, trafiły do Królestwa Polskiego (kongresowego), stając się miejscem, w którym dalej rozwijano przemysł wydobywczy, hutniczy i metalurgiczny.

W trzech zaborach polski przemysł wydobywczy szedł swoimi drogami: w zaborze rosyjskim kopano przede wszystkim węgiel, w pruskim – z racji bogatych złóż na terenach Śląska – nie tylko węgiel, ale i rudy miedzi, srebra, natomiast w zaborze austriackim, poza okolicami Krakowa, górnictwo niespecjalnie mogło rozwijać się tak, jakby tego oczekiwano. Do czasu.

Czytaj też:
Bez prac nad lampą nie byłoby całego skoku technologicznego. Łukasiewicz uruchomił lawinę

Łukasiewicz i naftowy boom

W połowie XIX w. na scenę polskiego przemysłu wydobywczego w zaborze austriackim trochę przypadkiem wkroczył bowiem Ignacy Łukasiewicz. O tym, dlaczego stało się to przypadkiem, pisaliśmy już na łamach Wprost – ale na szczęście dla regionu, Łukasiewicz nie poprzestał wyłącznie na wynalezieniu lampy. Polski wynalazca zainteresował się bowiem ropą, a tej na terenie Lwowa i okolic (Galicji) było pod dostatkiem, o czym szybko się przekonał.

Symbolem polskiego przemysłu wydobywczego stała się wieś Bóbrka, w której od stuleci widywano olej skalny, czyli ropę. Tylko nie do końca było wiadomo, do czego wykorzystywać lepką ciecz, a zmienił to Łukasiewicz. To właśnie w Bóbrce powstała pierwsza kopalnia ropy naftowej na świecie i nadal działa. Zaledwie rok po sukcesie prac nad lampą naftową, w 1854 roku, Łukasiewicz do spółki z Tytusem Trzecieskim i Karolem Klobassą-Zrenckim zaczął eksploatować ropę w Bóbrce, dwa lata później powstała destylarnia w Ulaszowicach.

Wszyscy trzej założyli później – gdy już było jasne, że kopalnie ropy są opłacalne – w 1861 roku Spółkę Łukasiewicz – Trzecieski – Klobassa, która szukała i wydobywała ropę na terenach bóbrzańskich. To był początek przemian w całej Galicji, żeby szybko uświadomić sobie, jak ważnych, trzeba pamiętać, że ten region był najmniej zindustrializowany, a nagle, dzięki pieniądzom z ropy, lokalni przedsiębiorcy mogli zacząć inwestować, w szczególności w przemysł ciężki. Tak też dotychczas trochę zapomniane tereny stały się Krośnieńsko-Jasielskim Zagłębiem Naftowym, które ścigało się technologicznie ze Stanami Zjednoczonymi czy Kanadą w zakresie ulepszania metod wydobycia ropy.

Sama tylko Galicja, już po boomie na ropę, przed I wojną światową stała się jednym z głównych producentów ropy naftowej – obok USA, Rosji i Rumunii. W roku 1909 region produkował powyżej 2 milionów ton ropy rocznie. „Naszym zdaniem, w galicyjskich uwarunkowaniach społeczno-ekonomicznych, właśnie dynamiczny rozwój przemysłu naftowego stał się główną siłą sprawczą decydującą o zasadniczych przeobrażenia galicyjskiej gospodarki, a zwłaszcza gałęzi przemysłu ciężkiego. To górnictwo naftowe było „lokomotywą” pociągającą inne gałęzie galicyjskiego przemysłu” – pisze Piotr Franaszek w swoim opracowaniu „Przemysł naftowy na ziemiach polskich na przełomie XIX i XX wieku”.

„Sądziłbyś żeś w Ameryce!”. A to Galicja

Tych podobieństw z USA z XIX w. jest zresztą więcej. Powszechnie znane są obrazki z „gorączki”, jaka opanowała Amerykanów, którzy masowo szukali ropy. Tymczasem na terenach Polski (przyłączonych do Korony za Kazimierza Wielkiego, a przekazanych po II wojnie światowej Ukrainie) działo się w zasadzie to samo. W wywiadzie, a w zasadzie spisanej relacji spotkania Jana Szczęsnego-Morawskiego z samym Łukasiewiczem, pada:

– Trzy potoczki spływają ze wzgórza od źródła zwanego Wrzącą. Dwa dzielą się ponad źródłem, które leży w ich roztoce, trzecie płynie pod grodzisko prastare. Każdy z nich spływa ropą (...). Obudziło się życie dotąd tu nieznane, utworzył się światek boży, jakiego niebywało, światek pracy górniczej. Sądziłbyś żeś w Ameryce!

Łukasiewicz stał się – o czym już pisaliśmy – nie tylko wynalazcą, ale też biznesmenem i społecznikiem. Dał też podwaliny ku temu, by w Galicji dalej szukano ropy – i to z sukcesami. Mniej więcej w tym samym czasie ruszyły poszukiwania w okolicach Borysławia i Drohobycza. I to tam, pod koniec XIX w. odkryto nowe, niebywale wydajne złoża. To, co działo się tam na przełomie XIX-XX w., już całkowicie wpisuje się w „amerykańską gorączkę”.

To dzięki złożom wokół Borysławia Galicja była jednym z czołowych producentów ropy, a okolica zamieniła się w jeden, wielki obszar pełen szybów, co zresztą widać na archiwalnych zdjęciach.

Pole naftowe w okolicach Borysławia, międzywojnie

To z kolei mapa z początku XX w. przedstawiająca liczbę szybów i działek górniczych (niewielkie kropki przedstawiają szyby).

Mapa poglądowa kopalń i szybów naftowych Borysław - Tustanowice - fragment

Katowickie węglokopy, borysławskie naftowierty

Borysławsko-drohobyckie zagłębie naftowe w 1905 roku odpowiadało za 5 proc. światowej produkcji ropy. To naftowe imperium istniało jednak krótko – boom trwał dwie dekady, później eksploatacja złóż stale malała, choć jeszcze w latach 30. XX w. z zagłębia pochodziło 60 proc. produkcji ropy w II RP. Borysław był sławny na całą Rzeczpospolitą, nieprzypadkowo zresztą Julian Tuwim w 1937 roku, pisząc „Wiersz, w którym autor grzecznie, ale stanowczo uprasza liczne zastępy bliźnich, aby go w dupę pocałowali” już w pierwszych wersach wspomni:

„Absztyfikanci Grubej Berty
I katowickie węglokopy,
I borysławskie naftowierty (...)”.

Co ważne, po zaborach akurat naftowe tereny weszły w skład II RP, Śląsk pozostał w rękach Niemiec, ale nie cały. Po serii trzech powstań w 1921 roku Polska zdobyła część Górnego Śląska w tym: 53 kopalnie węgla, 10 kopalń rud cynku i ołowiu oraz szereg hut. Po odzyskaniu niepodległości II RP mogła więc też naprawić trochę błędy poprzedniczki i ruszyć rozwojem przemysłu metalurgicznego oraz górnictwa. Zrobiła to zresztą ze sporym rozmachem, co widać na niektórych przykładach. To szacunkowe dane GUS dotyczące produkcji w II RP, widać m.in. spadek produkcji ropy, wzrost produkcji żelaza i eksploatację złóż węgla:

  • rudy żelaza – 699 tys. ton (1928), 872 tys. ton (1938);
  • wydobycie węgla kamiennego – 40,6 mln ton (1928), 38,1 mln ton (1938)
  • wydobycie ropy naftowej – 1,114 mln ton (1913), 743 tys. ton (1928), 507 tys. ton (1938).

GUS wskazuje przy tym, że w przypadku zagłębia śląskiego wydobycie węgla kamiennego stanowiło lwią część polskiej produkcji. W 1938 roku 28,8 mln ton węgla pochodziło właśnie stamtąd.

Okres II wojny światowej w historii polskiego przemysłu wydobywczego to czas masowej eksploatacji złóż na potrzeby gospodarki III Rzeszy, co także widać w danych GUS: po spadku w roku 1939, w kolejnych latach wydobycie np. węgla stale rosło, by osiągnąć rekordowe 57,4 mln ton w 1943 roku.

Szukając gazu – złoże Przemyśl

Międzywojnie przyniosło czasową stabilizację, ale korzystano nadal ze złóż odkrytych jeszcze pod zaborami. Zmiany w polskim przemyśle przyniosła – czy tego ktoś chce czy nie – Polska Rzeczpospolita Ludowa. Polska, już prawie z całym Śląskiem do dyspozycji, dostała w „prezencie” uprzemysłowiony region, pełen kopalni i hut. W socjalistycznej gospodarce chętnie stawiano na przemysł i znowu: widać to jak na dłoni w danych GUS. Rekordy z II WŚ zostawiono daleko w tyle, ponieważ już w 1950 roku w Polsce z kopalń wyjechało 78 mln ton „czarnego złota” (w 1980 – już 193 mln ton, później ta liczba tylko spadała). Malała produkcja nafty, ale polskie tradycje wydobywcze mogły się rozwinąć na dwóch innych kierunkach. Chodzi o gaz i miedź.

W tej historii trochę przemilczeliśmy gaz, który od końca XVIII w. zaczynał pomału wkradać się do przemysłu, ale i miast (w Londynie rozświetlono ulice przy użyciu lamp gazowych już w 1807 roku, w Krakowie 23 lata później). W Polsce raczej stawiano na ropę, a gaz, który ulatniał się w trakcie jej wydobywania, wypuszczano w powietrze.

W końcu w 1896 roku w Schodnicy z gaz ziemny poprowadzono odwiertu do paleniska kotła gazowego w rafinerii, znajdując szybkie zastosowanie dla niego. Historia wydobycia gazu dalej wiąże się z ropą i terenami roponośnymi – pod Krosnem w 1912 roku dokonano pierwszego odwiertu gazowego, w tym samym roku z Borysławia, gdzie na potęgę wydobywano ropę, poprowadzono gazociąg do Drohobycza.

W PRL dalej eksploatowano pokłady gazu na Podkarpaciu, a w 1958 roku odkryto jego największe złoże w Polsce – Przemyśl. Przez blisko 60 lat eksploatacji wydobyto z niego 65 mld m3 gazu (Polska potrzebuje około 20 mld m3 rocznie).

Miedziany, niczym ozłocony. Lubińskie zagłębie

Do nafty czy gazu Polska nie miała może takiego szczęścia, jak do węgla, natomiast dopiero w połowie XX w. można było odtrąbić sukces na skalę światową. A to wszystko dzięki dr. Janowi Wyżykowskiemu, który pod koniec lat 50. ubiegłego wieku ruszył na poszukiwania miedzi w okolice Lubina. Było wiadomo, że na tamtym terenie są złoża miedzi, jednak nikt nie zdawał sobie sprawy, jak rozległe i zasobne.

Wszystko to działo się w czasie, gdy miedź stawała się – i nadal jest – jednym z kluczowych surowców, Wyżykowski natrafił na złoże Lubin-Sieroszowice, największe w Europie i jedno z największych na świecie. Historia lubi się powtarzać i tak też było w tym przypadku: geolog natrafił na złoże w 1959 roku, a to odkrycie wywróciło do góry nogami życie mieszkańców. Ruszyły kopalnie, rozbudowano hutę w Legnicy, powstała kolejna w Głogowie. Sto lat po tym, jak Łukasiewicz i spółka tchnęli nowe życie w okolicach Krosna i Jasła, tak Wyżykowski dał podwaliny Legnicko-Głogowskiemu Okręgowi Miedziowemu.

Oczywiście, ceny miedzi nie sięgają tych złota, czy choćby srebra, ale akurat ten surowiec ma w XXI w. specjalne zastosowanie, nawet podwójne. Po pierwsze: miedź – na szczęście dla ludzkości – można łatwo recyklingować, w dodatku nie traci ona jakości. Po drugie: energetyka, elektrotechnika nie mogą się bez niej obejść. Dlatego natrafienie na tak obszerne złoża, sięgające 1,6 miliarda ton (to około 10 proc. światowych zasobów), w czasie postępującego zapotrzebowania na miedź, było szczęśliwym zbiegiem okoliczności.

Na ziemiach Polski – oczywiście z wyjątkiem Śląska, bogatego w kopaliny – te szczęśliwe zbiegi okoliczności to wręcz powtarzający się scenariusz. Ze srebrem i złotem w Królestwie Polskim było krucho – to okazało się, że w Wieliczce są złoża soli kamiennej, które przynosiły za czasów Kazimierza Wielkiego nawet 30 proc. dochodów do skarbca. Za Rzeczpospolitej Obojga Narodów trochę zapomniano o górnictwie, to pod zaborami Łukasiewicz i inni uczynili z Galicji mały Teksas (choć na krótko).

Po wyniszczającej II wojnie światowej do Polski przyłączono wspomniany Śląsk, a wraz z nim – a jakże – lubińskie zagłębie miedziowe.

Źródła:

  • Adam Frużyński, „Zarys dziejów górnictwa węgla kamiennego w Polsce”
  • Prof. Piotr Franaszek, „Przemysł naftowy na ziemiach polskich na przełomie XIX i XX wieku”,
  • Maciej Boryń, Andrzej Chodubski, Bartosz Duraj „Historia polskiego przemysłu naftowego”
  • Główny Urząd Statystyczny, „Historia Polski w liczbach. T.2”

Czytaj też:
Polskie firmy wydobywcze na świecie. Nieoczywiste kierunki ekspansji polskiego przemysłu


Nauka to polska specjalność
Rok Ignacego Łukasiewicza

Przeczytaj inne artykuły poświęcone polskiej nauce

Źródło: WPROST.pl