Jedno z najstraszniejszych ludobójstw w historii świata. Każdy mógł zabijać, torturować i gwałcić

Jedno z najstraszniejszych ludobójstw w historii świata. Każdy mógł zabijać, torturować i gwałcić

Dodano: 

1 października 1990 roku rozpoczęła się inwazja RPF. Front zdołał wkroczyć na sto kilometrów w głąb Rwandy. Po początkowych sukcesach został powstrzymany i częściowo wyparty. Akcja RPF nie odniosła całkowitego sukcesu, ale wywołała panikę wśród ludności Hutu i doprowadziła do układów. Do rokowań doszło w tanzańskim mieście Arusha, gdzie 4 sierpnia 1993 roku podpisano porozumienie. Wynikało z niego, że w Rwandzie powstanie rząd przejściowy, gdzie oprócz głównej partii rządzącej MRND mandaty otrzyma opozycja Hutu, a w przyszłości także politycy RPF. W planach było również utworzenie wspólnego wojska, w którym żołnierze Frontu mieli stanowić 40-procentowy udział. Ponadto uchodźcy Tutsi mieli powrócić do kraju.

Zagrożenie ze strony Tutsi powodowało obawy o upadek rządów Hutu, którzy nie chcieli dzielić się władzą, a zwłaszcza przekazywać jej w ręce wroga. Nowa sytuacja spowodowała narastający radykalizm, którego ostatecznym efektem było ludobójstwo.

Zestrzelenie samolotu – początek apokalipsy

Wieczorem 6 kwietnia 1994 roku został zestrzelony samolot, w którym przebywali prezydent Rwandy Juvénal Habyarimana oraz prezydent Burundi Cyprien Ntaryamira. Obaj wracali z konferencji regionalnej w Dar-es Salam w Tanzanii, zorganizowanej w związku z koordynacją postanowień uzgodnionych w Arushy. Samolot Falcon 50 już nie wylądował. Rakieta balistyczna trafiła w niego podczas manewru podchodzenia do lądowania na lotnisku w Kigali. Zginęli wszyscy obecni na pokładzie – obaj prezydenci, szef sił powietrznych Rwandy Deogratias Nsabimana oraz trzech Francuzów – dwaj piloci oraz mechanik.

Niestety, po dzień dzisiejszy nie ma pewności, kto tak naprawdę odpowiada za zamach na prezydencki samolot. Obaj politycy byli z pochodzenia Hutu, dlatego pierwsze oskarżenia padły w stronę rebeliantów Tutsi z RPF. Takie informacje podała najpopularniejsza, propagandowa stacja radiowa RTLM tuż po przeprowadzonym ataku, mimo iż nie było na to jakichkolwiek dowodów. Z perspektywy czasu bardziej prawdopodobnymi sprawcami zamachu wydają się być ekstremiści Hutu, którzy od dawna nie zgadzali się z polityką prezydenta Habyarimany, zwłaszcza z porozumieniem osiągniętym w Arushy, które mogło zaburzyć panujący dotychczas porządek. Śmierć głowy państwa była wystarczającym powodem, aby rozpocząć proces likwidacji znienawidzonych Tutsi. Przy okazji usunięto ostatnią przeszkodę w postaci prezydenta, który mógł przeszkodzić w planie „ostatecznego rozwiązania”.

Zadziwiająca jest również szybka reakcja Hutu oraz niebywała organizacja ich jednostek tuż po zamachu. Informacja o śmierci prezydenta została nadana równocześnie z oskarżeniem względem Tutsi. Komunikat stał się pretekstem, a być może też sygnałem do ataku. Wojska wkroczyły do domów Tutsi i umiarkowanych Hutu w niespełna godzinę po zamachu. Żołnierze posiadali imienne listy osób, które należało zlikwidować. Musiały one powstać o wiele wcześniej, niż w dzień ataku.

Po śmierci Habyarimany na czele gwardii prezydenckiej stanął pułkownik Théoneste Bagosora, który objął rzeczywistą władzę w państwie. Był on przeciwnikiem porozumienia z Tutsi i to on odpowiadał za śmierć dotychczasowych współpracowników z rządu, których uznał za zdrajców narodu.

Działania, które miały miejsce tuż po ataku, w żaden sposób nie przypominały chaotycznego zrywu rozwścieczonych mścicieli. Była to metodyczna, od dawna zaplanowana akcja, której głównym celem była całkowita eksterminacja społeczności Tutsi. Tym bardziej można się skłaniać do teorii, że winę za zamach ponoszą skrajni Hutu.

Sto dni piekła

Propaganda była głównym narzędziem radykalizacji. Systematyczne wmawianie społeczeństwu, że Tutsi są nie tylko wrogiem, ale i szkodnikiem niegodnym życia, powodowało, że poddani indoktrynacji Hutu nie widzieli w nich już drugiego człowieka. Partia rządząca utworzyła front jedności Hutu. Jego paramilitarną formacją stała się milicja Interahamwe („Ci, którzy działają razem”). Porozumienie w Arushy podsyciło niepokój. Obawiano się przede wszystkim, że powracający z uchodźstwa Tutsi upomną się o swoje mienie. Był to odpowiedni bodziec, aby przygotować grunt pod „ostateczne rozwiązanie” ich kwestii.

Główny nośnik propagandy – Radio Tysiąca Wzgórz (RTLM) nadawało audycje, które szkalowały Tutsi. Porównywano ich do karaluchów, zachęcano do nienawiści i morderstw, a także przytaczano historie z czasów panowania Tutsi nad Hutu. Oczywiście miały one bardzo negatywny oddźwięk i były zmyślone. Mimo wszystko przekaz radiowy konsekwentnie budował obraz Tutsi jako wroga, potwora, aż wreszcie zdegradowano go do istoty niegodnej bytu. Komunikaty RTLM stały się najbardziej zapamiętałym elementem rwandyjskiego ludobójstwo. Nadawane były codziennie, każdego dnia o tej samej tematyce – pogłębiającej nienawiść i zachęcającej do zabijania.