Mirosław Hermaszewski nie żyje. Kim był jedyny Polak, który odbył lot w kosmos?

Mirosław Hermaszewski nie żyje. Kim był jedyny Polak, który odbył lot w kosmos?

Dodano: 

Pod koniec lat 60. XX wieku Związek Radziecki powołał międzynarodowy program kosmiczny o nazwie Interkosmos, który miał umożliwić uczestnictwo innym państwom komunistycznym w pozaziemskiej eksploracji. Na mocy jego ustaleń, w 1976 roku rozpoczęto wyłanianie kandydatów na astronautów. W Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej do wstępnej selekcji skierowano 73 pilotów naddźwiękowych, w tym Mirosława Hermaszewskiego.

Żołnierze przechodzili wycieńczające testy medyczne, fizyczne i psychologiczne, m.in. w Wojskowym Instytucie Medycyny Lotniczej w Warszawie i w Wojskowym Ośrodku Szkoleniowo-Kondycyjnym w Mrągowie. Na właściwe szkolenie do lotu kosmicznego zakwalifikowało się dwóch Polaków: poza Hermaszewskim był to podpułkownik Zenon Jankowski, który ostatecznie został kosmonautą rezerwowym.

Na początku grudnia 1976 roku obaj piloci, wraz z kandydatami z innych krajów bloku wschodniego, udali się do Centrum Wyszkolenia Kosmonautów pod Moskwą (tzw. Gwiezdne Miasteczko). Uczyli się tam m.in. astronomii, astronawigacji, języka rosyjskiego, a także trenowali na symulatorach statku kosmicznego Sojuz i samolotach Mig-21 UM, którymi latali w stratosferze z prędkością ponad 900 km/h.

Astronauci podzieleni zostali na dwuosobowe zespoły – w takim składzie mieli właśnie lecieć w kosmos. Partnerem Hermaszewskiego był pułkownik Piotr Klimuk, Białorusin, który brał już udział w dwóch pozaziemskich podróżach. W kwietniu 1978 roku zapadła ostateczna, pozytywna decyzja dotycząca ich lotu. 13 czerwca Hermaszewskiego i Klimuka przetransportowano do kosmodromu Bajkonur w Kazachstanie. Dwa tygodnie później o godzinie 17:27 czasu warszawskiego wystartowali stamtąd statkiem Sojuz 30. Białorusin był dowódcą misji, zaś Polak inżynierem pokładowym.

Dynamiczny etap startu mamy już za sobą, powoli rozluźniam napięte mięśnie i nerwy. Przez prawie 9 minut, wtłoczeni w fotele, zmagaliśmy się z przeciążeniami, wibracjami i własnym strachem. Za cenę naszych emocji i prawie 300 ton spalonego materiału pędnego rakieta wyniosła nas na orbitę Ziemi. Odprężenie przychodziło powoli. Myśl o ewentualnej awarii rakiety gdzieś się rozpływa, ale po chwili powraca, bo jej skutki mogłyby być poważne. (…)Jesteśmy poza zasięgiem łączności w tzw. strefie ciszy radiowej. Sprawdziliśmy stan techniczny instalacji i hermetyczność statku. Za parę minut przelecimy równik. To pierwsze w życiu takie doświadczenie. (…) Widzę, jak horyzont jaśnieje. Kończy się zaledwie 33-minutowa noc kosmiczna. Lecimy w stronę słońca. Krzywizna Ziemi jest wyraźnie zaznaczona pasem czerwieni i błękitu nad nią. Wskutek prędkości orbitalnej obraz zmienia się. Jak pod pędzlem artysty horyzont rozjaśnia się, barw przybywa, zwiększa się ich intensywność (M. Hermaszewski, Ciężar nieważkości, s. 161-162).

Celem załogi było dotarcie do stacji Salut 6, na pokładzie której miała wykonać program opracowany przez polskie i radzieckie ośrodki naukowe.

Hermaszewski: pobyt na stacji kosmicznej

Pierwszą załogową stacją kosmiczną był radziecki Salut 1, którego wyniesiono na orbitę okołoziemską 19 kwietnia 1971 roku. Jego objętość pod ciśnieniem nie przekraczała 100 m3, a waga wynosiła ok. 18,5 t. Obiekt funkcjonował zaledwie pół roku – 11 października przeprowadzono jego wejście w atmosferę, gdzie uległ spaleniu. Zbliżony gabarytami Salut 6 został umieszczony na orbicie naszej planety 29 września 1977 roku. W odróżnieniu od poprzedników wyposażono go m.in. w drugi węzeł cumowniczy. Była to też pierwsza stacja, którą odwiedzili ludzie spoza Związku Radzieckiego i Stanów Zjednoczonych, właśnie w ramach programu Interkosmos.

28 czerwca 1978 roku Klimuk i Hermszewski dolecieli do tejże stacji. Od kilkunastu dni przebywali na niej dwaj Rosjanie: pułkownik Władimir Kowalonok i inżynier pokładowy Aleksandr Iwanczenkow, którzy dotarli tam na statku Sojuz 29:

O godzinie 23:06 powtórnie przelatuję nad Polską. Nie mam czasu choćby zerknąć. Zajęci jesteśmy sprawdzaniem hermetyczności połączenia ze stacją. Ta procedura zajmuje nam dwa pełne okrążenia. Statek i węzeł przejściowy stacji utrzymują hermetyczność. Zdejmujemy zmęczone skafandry. Zakładam wygodny granatowy dwuczęściowy ubiór z naszywką białego orła na lewej piersi. Wreszcie otwieramy luk przejściowy do stacji. Mechanizm elektryczny czyni to powoli, jakby z namaszczeniem. (…) Wpływam do stacji pierwszy, prosto w objęcia Wołodii Kowalonka. Aleksander Iwanczenkow wita nas chlebem i solą. Radość jest wielka, szczególnie gdy dobywamy pocztę i prezenty (M. Hermaszewski, Ciężar nieważkości, s. 184).