Śmierć Zygmunta Augusta 7 lipca 1572 r. postawiła szlacheckie społeczeństwo Rzeczypospolitej w zupełnie nowej sytuacji. Co prawda nastąpiła ona naturalnie w wyniku choroby, ale miała ogromne konsekwencje.
„Współcześni lękali się przyszłości”
Zygmunt August był ostatnim władcą na polskim tronie pochodzącym z męskiej linii Jagiellonów. Choć był trzykrotnie żonaty, nie doczekał się potomka, który zapewniłby ciągłość dynastii. Trzeba było wybrać na tron nowego kandydata.
– Już współcześni zdawali sobie sprawę z tego, że śmierć Zygmunta Augusta bez pozostawienia legalnego męskiego potomka, czyli bez zapewnienia ciągłości dynastycznej na tronie Polski i Litwy to wydarzenie niezwykle ważne – tłumaczy w rozmowie z „Wprost” dr hab. Jolanta Choińska-Mika, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. – Marcin Bielski napisał w swojej kronice o śmierci Zygmunta Augusta, że jest to śmierć, która wstrząsnęła całym królestwem. Dla niego to był ostatni władca z dynastii, która szczęśliwie rządziła Polską przez 200 lat. Współcześni zdawali sobie sprawę, że jakaś epoka się kończy – dodała historyk.
Jednak to, jak ważna dla polskiej historii jest ta data, w pełni okazało się po latach.
Z perspektywy historycznej bardziej zdajemy sobie sprawę, jak ważną cezurą w dziejach ustroju Rzeczypospolitej była śmierć Zygmunta Augusta. Współcześni zdawali sobie sprawę, że coś bardzo ważnego się stało i lękali się przyszłości. Ale ludzie żyjący współcześnie, tak wtedy, jak i obecnie nie mają pełnej świadomości doniosłości wydarzeń, które aktualnie się rozgrywają. Wiemy, że pewne wydarzenia są istotne, ale to dopiero potomni zobaczą, co tak naprawdę znaczą – podkreśla prof. Choińska-Mika w rozmowie z „Wprost”.