Elitarna jednostka AK rozbita na ślubie kolegi. Kto wsypał „Osę-Kosę”?

Elitarna jednostka AK rozbita na ślubie kolegi. Kto wsypał „Osę-Kosę”?

Dodano: 
Plac Trzech Krzyży z kościołem św. Aleksandra w 1934 roku
Plac Trzech Krzyży z kościołem św. Aleksandra w 1934 roku Źródło:Wikimedia Commons / CC0 / Willem van de Poll / Nationaal Archief Materiaalsoort
Dokładnie 80 lat temu, 5 czerwca 1943 roku Armia Krajowa otrzymała bolesny cios. Kilkudziesięciu uczestniczących w ślubie kolegi żołnierzy elitarnego oddziału „Osa”-„Kosa 30” zostało aresztowanych przez gestapo. Wsypał ich tajemniczy konfident.

5 czerwca 1943 roku duże siły gestapo i policji obstawiły kościół pw. św. Aleksandra na pl. Trzech Krzyży w Warszawie. Nie była to zwykła łapanka. W tym czasie w kościele trwała uroczystość zaślubin por. Mieczysława Uniejewskiego „Marynarza”, żołnierza oddziału „Osa”-„Kosa 30”, a akcja Niemców wyraźnie była zaplanowana.

Elitarny oddział AK rozbity na ślubie kolegi

„Osa”-„Kosa 30” była specjalną jednostką Armii Krajowej, przeznaczoną do likwidacji niemieckich dygnitarzy i konfidentów oraz akcji dywersyjnych i sabotażowych.

Podlegała bezpośrednio Komendantowi Głównemu AK, a jej dowódcą był podpułkownik Józef Szajewski „Philips”. Miała na koncie wiele udanych akcji, dlatego każda informacja na temat oddziału, nie mówiąc już o schwytaniu jego żołnierza, była dla gestapo ogromnym sukcesem.

Uniejewski, łamiąc wszelkie zasady konspiracji, zaprosił na ślub kolegów z oddziału. Wszystkich zgarnęli Niemcy. Spośród aresztowanych prawie stu osób (te, które nie były związane z konspiracją, później zwolniono), ponad dwadzieścia należało do „Osy”-„Kosy 30”. Wkrótce nastąpiły dalsze aresztowania, w tym szefa sztabu jednostki, por. Mieczysława Kudelskiego „Wiktora”, oraz Stanisława Gustawa Jastera „Hela”.

Czytaj też:
Polskie bomby w Berlinie. Dywersanci z AK organizowali zamachy w sercu III Rzeszy

Kto wsypał „Osę”-„Kosę 30”?

Tak spektakularne rozbicie oddziału musiało postawić przed wywiadem podziemia wiele pytań. Dopiero jednak po 25 latach od tych wydarzeń pojawiły się relacje o niechlubnej roli, jaką miał w nich odegrać jeden z żołnierzy oddziału, Stanisław Gustaw Jaster „Hel”. Wydana w 1968 roku książka Aleksandra Kunickiego „Rayskiego” Cichy front. Ze wspomnień oficera wywiadu dywersyjnego oddziałów Kedywu KG AK, w której po raz pierwszy napisano o rzekomej zdradzie „Hela”, wywołała niespotykaną lawinę protestów, wyrazów poparcia dla oskarżonego bohatera, a także wzajemnego przerzucania się odpowiedzialnością za losy oddziału.

Cichy front „Rayskiego” okazał się wcale nie aż taki cichy. Rozdział zatytułowany „Zdrajca”, kończący się słynnymi już słowami: „Zdrajca i konfident Gestapo Stanisław Jaster pseudonim »Hel« wyrokiem sądu Armii Krajowej został skazany na śmierć. Wyrok wykonano”, odbił się szerokim echem wśród byłych żołnierzy AK, a także wśród byłych więźniów KL Auschwitz. Trudno było bowiem pogodzić się z myślą, że młody bojowiec, pochodzący z patriotycznej rodziny, uczestnik brawurowej ucieczki z KL Auschwitz I (jego rodzice zginęli później w tymże obozie) i likwidator konfidentów, był po prostu „kretem” gestapo, który wydał swoich towarzyszy broni. Smaczku całej sprawie dodawało to, że autor Cichego frontu był szefem wywiadu „Osy”-„Kosy 30”, a 3 czerwca 1957 roku – w odpowiedzi na zapytanie Józefa Saskiego „Katody”, innego słynnego żołnierza AK – napisał, że podczas swojej pracy w podziemiu niczego złego o Jasterze nie słyszał.

Kunicki w swojej książce podaje dziesięć rzekomych dowodów na rzecz tezy o „podwójnej naturze” żołnierza „Osy”-„Kosy 30” Stanisława Gustawa Jastera „Hela”.

Przede wszystkim „Hel” był jakoby bardzo ciekawski. Interesowali go przede wszystkim ludzie z dowództwa oddziału, a także sam szef wywiadu „Rayski”. Jaster zwracał uwagę na nie tylko oddział macierzysty, lecz także na inne formacje podziemne. Brał m.in. udział w akcji pod Celestynowem, którą przeprowadził późniejszy batalion „Zośka”. Miał go na nią zabrać, nieświadomy prawdziwej roli „Hela”, jego przyjaciel, Jan Rodowicz „Anoda”.

Czytaj też:
80 lat od zamachu w „Adrii”. Wiedział, że umrze, więc przeprowadził brawurowy atak

Jaster nie pojawił się na ślubie – mimo że był zaproszony. Później tłumaczył, że zaspał. Niemcy prawdopodobnie nie do końca wiedzieli, kogo schwytali. W rozpoznaniu konspiratorów pomagał im według relacji świadków konfident. Jak twierdzi Kunicki, był to Jaster – ukryty za framugą okienną wskazywał gestapowcom przechodzących podwórkiem więziennym na Pawiaku żołnierzy „Kosy” aresztowanych w kościele św. Aleksandra.

Pułapki uniknął też „Wiktor”. Został zatrzymany przez gestapo dopiero 12 lipca, podczas spotkania z Jasterem. Na rozmowę z przełożonym nalegał właśnie „Hel” – obydwu z ulicy zgarnęli do mercedesa gestapowcy. Wkrótce jednak „Hel”, lekko ranny w nogę, zgłosił się do oddziału, twierdząc, że udało mu się uciec. Wedle „Rayskiego” to on miał zastawić pułapkę na szefa sztabu „Kosy”, por. Mieczysława Kudelskiego „Wiktora”, po tym jak zorientował się, że nie ma go wśród aresztowanych.

Aby móc bez podejrzeń powrócić do oddziału, Jaster rzekomo sfingował swoją ucieczkę i udał się do punktu kontaktowego. Tam, bardzo pewny siebie, z dumą pokazywał przestrzelone udo, mówiąc, że uciekł z samochodu gestapo podczas przewożenia jego i „Wiktora” z ul. Nowogrodzkiej w al. Szucha. Jest to trasa bardzo krótka, a w dodatku przy drzwiach samochodu znajdowali się uzbrojeni gestapowcy. Dlatego też Kunicki powątpiewał w prawdziwość relacji „Hela”. Oględziny lekarskie rany wypadły dla Jastera wręcz katastrofalnie. Lekarz stwierdził, że to niegroźny, bardzo płytki przestrzał mięśni. Poza tym ranę spowodował strzał z małej odległości (na jej obrzeżu widoczne były ślady prochu), pociskiem kalibru 7 mm.