Wśród nocnej ciszy: Sprawa połaniecka. Krwawa rodzinna zemsta w Boże Narodzenie

Wśród nocnej ciszy: Sprawa połaniecka. Krwawa rodzinna zemsta w Boże Narodzenie

Dodano: 

Gdy sędzia pytał Henryka Grabika (tego, który przyświecał latarką, gdy Bojda zabijał Krystynę), skąd oskarżony wie, co ta kobieta krzyczała przed śmiercią, padła odpowiedź: – Wysoki sądzie, z własnej wyobraźni opisałem. Według własnego uzmysłowienia sobie. Ja jestem niedorozwinięty, nie mam takiego dogadania. (Bojda w tym momencie podniósł rękę, chciał coś powiedzieć, ale jego obrońca mruknął: „Zamknij się pan”. Sędzia kazał odnotować w protokole ów incydent). Bojda pamiętał jednak o pouczeniu swego adwokata, gdy padło pytanie prokuratora: „Dlaczego przed aresztowaniem chciał dać posterunkowemu 100 tys. zł za to, aby inny wskazany przez niego funkcjonariusz prowadził śledztwo?”. – Nie oświadczam się – odpowiedział oskarżony. Gdy również powoływani świadkowie „nie oświadczali się”, sędzia sięgnął po kary pieniężne oraz areszty za odmowę bądź składanie fałszywych zeznań. 13 osób prosto z sądu pojechało do celi. To rozogniło wrogie nastroje wśród mieszkańców Zrębiny. Kuzyn Szymonika kopnął na sądowym korytarzu w twarz Tadeusza Suchego za to, że jego brat złożył obciążające zeznania. Żony Górnego i Krupy nazwały oskarżycielkę posiłkową „postrzeloną na całym mózgu”. Kalitowa nie pozostała dłużna, gdy sędzia zapytał ją, jaką opinię miał we wsi Jan Bojda: – On ma taki charakter, wysoki sądzie – odpowiedziała – że może sobie odrzynać rękę i nogę po kawałku, aby stanęło po ichniemu. Gdy mu pies sąsiada zjadł kury, pokrajał zwierzę na żywca, żeby te kury wydostać.

Pęka mur milczenia

Przetrzymywanie świadków w więzieniu w czasie żniw (kto był gotów zeznawać, przedterminowo wychodził na wolność) spowodowało, że osadzeni odnaleźli, jak potem mówili w sądzie, sumienie. Gospodarz, w którego domu Bojda urządził świadkom zbrodni kolejną przysięgę na krzyż, że nie puszczą pary z gęby, przyznał, że był w „pijanym” autobusie, gdy na łące mordowali Łukaszków. – Za co pan wziął od Bojdy 20 tys. zł? – zapytał sędzia. – Żebym nic nie mówił. Ja chciałem bardzo przeprosić pana prokuratora. Źle zrobiłem, ale pan prokurator też by się nie oświadczał, gdyby rano znalazł w swojej furmance przyciśniętą cegłą kartkę, a na niej: „Spróbujeta coś powiedzieć, pójdzieta z dymem”. Siostra Bojdy też się przyznała, że widziała przez szybę fiata leżącą za autobusem obnażoną kobietę. Nie zainteresowała się. Sędzia: – A gdyby tam leżała przejechana krowa? – A to co innego. Podczas procesu wyszły na jaw błędy popełnione w pierwszym etapie śledztwa. Pospieszono się z kasacją zepchniętego do rowu autosanu. Wezwany w drugi dzień świąt biegły anatomopatolog nie miał kwalifikacji do dokonania sekcji zwłok. Nie dostrzegł prawdziwej przyczyny śmierci ofiar rzekomego wypadku drogowego.

Śmierć za śmierć

Ostatni dzień procesu. Prokurator w mowie końcowej zauważył, że Bojda kilkudziesięciu świadków „otoczył murem milczenia, stosując magię przysięgi na święty obrazek i konkret, czyli łapówkę, na którą przeznaczył 400 tys. zł”.

Dla czterech głównych oskarżonych żądał kary śmierci. Dla Grabika, który przyświecał zabójcom latarką – 15 lat więzienia. Jan Bojda w ostatnim słowie ostrzegł sąd, że kiedyś był ławnikiem, w związku z tym prawo zna i nikt z nim nie wygra. W swojej wsi aż do aresztowania był autorytetem „na odcinku leczenia zwierząt, wycielania krów, dawania ludziom zastrzyków i udzielania porad prawnych”. Został wpisany do jasnogórskiej księgi wieczystej jako jeden z trzech zrębiniaków nieużywających alkoholu. W tej sytuacji oczekuje uniewinnienia, bo idą święta i chciałby się przełamać z rodziną opłatkiem. Józef Szymonik w ostatnim słowie zauważył, że absolutnie nie nadaje się do siedzenia w celi. „Moja specjalność to życie na wolności”. Wyrok sądu pokrył się z żądaniem prokuratora. W uzasadnieniu sędzia zauważył: – Jeszcze się nie zdarzyło, aby społeczność wiejska zanikiem sumienia, korupcją, przekupstwem, strachem i paraliżem woli utkała tak szczelną zasłonę milczenia wokół zbrodni. Sąd Najwyższy po ponownym zasięgnięciu opinii biegłych drogowców utrzymał wyrok Sądu Wojewódzkiego w mocy. Jednakże Rada Państwa skorzystała z prawa łaski i zamieniła karę śmierci dla Górnego na 25 lat więzienia, a dla Krupy na 15 lat.

Post scriptum

Reporter „Prawa i Życia” Wiesław Łuka, który szczegółowo opisywał proces (potem te relacje zebrał w książce „Nie oświadczam się”), kilkakrotnie wracał do Zrębiny już po wykonaniu wyroku kary śmierci. Zauważył, że upływ czasu nie wygasił nienawiści między rodzinami skazanych a ich ofiar. Wdowa po Bojdzie i jej krewne nie mogły stanąć spokojnie na przystanku PKS, bo ludzie się od nich odsuwali i kazali im przechodzić na drugą stronę drogi. Natomiast ci, którzy zeznawali po myśli Kalitowej, nadal trzymali w pogotowiu przy drzwiach siekierę i widły, bo obawiali się zemsty „zza górki”, czyli z zabudowań Bojdów. Gdy 12 lat później Władysław Krupa wyszedł na wolność, powiedział dziennikarzowi, że był ofiarą komunistycznych sędziów i teraz liczy już tylko na boską sprawiedliwość.

Korzystałam ze wszystkich relacji prasowych o procesie zamieszczonych m. in. w „Prawie i Życiu”, „Polityce”, „Argumentach”, „Gazecie Sądowej” I „Życiu Warszawy”. Dane osobowe uczestników procesu zostały zmienione. zachowałam autentyczność nazwisk ofiar.
Więcej możesz przeczytać w 51/2014 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.