Wojskowa masakra stała się jednym z mitów PRL-u. Początek szlaku bojowego Kościuszkowców

Wojskowa masakra stała się jednym z mitów PRL-u. Początek szlaku bojowego Kościuszkowców

Dodano: 

Armia ta była znacznie osłabiona, gdyż musiała oddać część swych oddziałów na potrzeby głównego uderzenia na północy. Jak już wspomniano, jej zadaniem było wiązanie sił niemieckich – 39. Korpusu Pancernego 4. Armii dowodzonego przez gen. Roberta Martinika – poprzez pozorowanie uderzenia.

Czytaj też:
Łatwy quiz na święto Wojska Polskiego. Wstyd nie mieć 85 proc.

Gen. Gordow postawił następujące zadania podległym sobie wojskom: 1. Dywizja Piechoty wraz z dwoma dywizjami radzieckimi (42. i 290.) miały zaatakować na odcinku 5 km między wsią Sukino a chutorem Romanowo (Lenino) i przełamać pierwszą linię obrony niemieckiej. Następnie natarcie w kierunku Dniepru kontynuować miał radziecki 5. Korpus Zmechanizowany.

Dywizja polska miała atakować w centrum, mając po bokach dwie dywizje Armii Czerwonej, znacznie osłabione – każda z nich liczyła po ok. 4 tys. żołnierzy (przy ok. 12 tys. żołnierzy polskich). Gen. Berling otrzymał tylko wyciąg z rozkazu, informujący o zadaniach oddziałów polskich, i prawdopodobnie nie orientował się w planach gen. Gordowa, przede wszystkim zaś pomocniczej roli działania na kierunku orszańskim.

Przed bitwą

Teren, na którym mieli nacierać kościuszkowcy, bardziej sprzyjał obronie, niż atakowi. Niemcy mogli bronić się na ufortyfikowanych wzgórzach i w trzech wsiach (Trygubowa, Połzuchy, Puniszcze), które można było łatwo przekształcić w punkty oporu. Mieli też dobry wgląd w pozycje polskie położone niżej. Problem stanowiła również płynąca pośrodku rzeczka Miereja, której dolina w czasie jesiennych deszczów stawała się podmokłą przeszkodą.

Czytaj też:
Pogrzeb słynnej „dziewczyny ze zdjęcia IPN”. Maria Barr-Grabowska spoczęła w Londynie

Dywizja miała atakować w dwóch rzutach: najpierw 1. i 2. pułk piechoty, 3. pułk pozostawał zaś w odwodzie. Każdy z nich atakować miał w trzech rzutach, które miały kolejno wchodzić do walki. Między oddziały piechoty rozdysponowano wozy bojowe z 1. pułku czołgów. Ważna rolę w planie bitwy przypadała artylerii: uderzenie poprzedzić miała 100-minutowa nawała ogniowa, następnie zaś przed nacierającymi oddziałami posuwać miał się wał ogniowy, przygotowany przez moździerze.

Celem bliższym oddziałów polskich było zdobycie pierwszej linii niemieckiej, kolejnym zaś – wejście 7 km w głąb pozycji nieprzyjaciela razem z radzieckimi oddziałami zmechanizowanymi.Kościuszkowcy zajęli pozycje bojowe w nocy z 9 na 10 października. W większości byli to nadal słabo doświadczeni żołnierze, którzy przeszli tylko podstawowe szkolenie.

Brakowało oficerów i podoficerów, wartość bojową stanowili w zasadzie tylko weterani Armii Czerwonej bądź nieliczni uczestnicy kampanii wrześniowej. Przez wiele lat ukrywano, że tuż przed bitwą na stronę niemiecką przeszło ok. 25 żołnierzy polskich, którzy poinformowali obrońców o przygotowaniu do natarcia.

Czytaj też:
Fakty i mity o bitwie pod Grunwaldem. Historyk: To pierwsza klęska, którą Krzyżacy naprawdę poczuli

W nocy z 10 na 11 października przeprowadzono także pierwsze rozpoznanie walką, dzięki któremu co prawda zdobyto informacje o obronie nieprzyjaciela, uprzedzono go jednak o planowanym ataku. Wieczorem 11 października z pozycji niemieckich szczekaczki nadały komunikat wzywający do dezercji oraz walki z komunistami i Żydami. Odegrano także Mazurka Dąbrowskiego. Tego samego wieczoru polskich żołnierzy odwiedził ks. mjr Kubsz, podnosząc ich na duchu i udzielając posług kapłańskich.

Hu-r-r-r-a

Wieczorem 11 października gen. Gordow zaczął wprowadzać zmiany w planie bitwy, która miała rozpocząć się następnego dnia rano. Rozkazał, by już o godz. 6:00 (natarcie rozpocząć miało się o 11:00 po zakończeniu nawały ogniowej) wykonać rozpoznanie walką siłami jednego batalionu. Skrócono także czas ostrzału artyleryjskiego. Decyzja ta dyktowana była strachem radzieckiego generała przed niepowodzeniem uderzenia – Gordow bał się, że Niemcy opuszczą pierwszą linię okopów i przygotowanie artyleryjskie pójdzie na marne.

Czytaj też:
Sensacyjne znalezisko w Zalewie Szczecińskim. Wrak Latającej Fortecy na dnie

Konsekwencje tego były zupełnie inne. Rozpoznanie wykonać miał batalion mjr. Lachowicza z 1. pułku piechoty. Berling wydał rozkaz wykonania zadania dowódcy tej jednostki płk. Franciszkowi Derksowi ok. godziny 20:00, ten jednak przekazał go mjr. Lachowiczowi dopiero o 4:00 12 października, dwie godziny przez początkiem akcji.

Rozpoznanie walką przyniosło mizerny efekt – polski batalion zatrzymał się 150 metrów przed liniami wroga, ponosząc ciężkie straty. Niemcy wiedzieli, że zaraz zacznie się natarcie. O 8:20 miała rozpocząć się nawała ogniowa, jednak z powodu mgły przesunięto ją o godzinę, a po 40 minutach na rozkaz Gordowa została przerwana. Nakazano rozpoczęcie ataku, który według pierwotnych planów miał zacząć się godzinę później, po pełnym ostrzale artyleryjskim.

Czytaj też:
Ksiądz, którego śmierć stała się symbolem bitwy warszawskiej. Kim był Ignacy Skorupka?

Pierwszy rzut polski z gromkim Hu-r-r-r-a ruszył do ataku i... około godz. 11. opanował pierwszą linię obrony niemieckiej. Gen. Gordow miał podobno powiedzieć Berlingowi:

Generale! Gratuluję wam natarcia waszej dywizji. Długo wojuję, ale takiego uderzenia dawno nie widziałem. Pozdrówcie waszych żołnierzy!

Bataliony polskie ruszyły do natarcia na wsie Połzuchy i Trygubowa. Niestety, pierwszy sukces zaczął być niwelowany przez niepowodzenia – przez błotnistą rzekę Miereję nie udało się przeprawić czołgów, które miały wesprzeć uderzenie piechoty. Słabo radziła sobie artyleria, która miała położyć wał ogniowy tuż przed natarciem polskim. Sąsiednie dywizje radzieckie w wyniku osłabienia nie doszły tak daleko jak 1. Dywizja, przez co, nacierając, oddziały polskie odsłoniły swoje skrzydła.