Życie po śmierci polskiego króla: Kilku impostorów i rzekome ojcostwo Kolumba

Życie po śmierci polskiego króla: Kilku impostorów i rzekome ojcostwo Kolumba

Dodano: 

Filip Kallimach, sekretarz Kazimierza IV Jagiellończyka, a następnie doradca jego syna Jana I Olbrachta, w napisanym w 1476 roku dziele Życie i obyczaje Grzegorza z Sanoka, arcybiskupa lwowskiego przypomniał, jakie pogłoski szerzyły się w Królestwie Polskim tuż po śmierci Warneńczyka: „Otóż wielu wróciło prostą drogą do domu z owej nieszczęsnej bitwy, która była ostatniem dziełem króla Władysława w życiu doczesnem i chcąc swą hańbę ubrać w jakieś pozory uczciwości, twierdzili, że nie w walce opuścili króla, lecz że towarzyszyli mu w ucieczce. Szerzyli wieści, że z pewnością nie poległ, lecz w jakimś kraju pędzi żywot nie dając się poznać, jakby się wstydził, iż przeżył klęskę swych braci, którą jak powszechnie wierzono – poniósł z powodu obrazy religii”. Nie da się ukryć, że ucieczka z pola bitwy była dla rycerza hańbą, lecz pomoc królowi w ucieczce wyglądała już jak bohaterski gest, a zarazem podporządkowanie się monarszej woli.

Legenda o tym, że król Władysław III Warneńczyk ocalał, dotarła również na Maderę, gdzie miał on jakoby znaleźć schronienie jako Henrique Alemão (Henryk Niemiec). Sam Alemão był postacią historyczną, co potwierdzają zachowane dokumenty. Tajemniczy rycerz przybył na wyspę około 1450 roku, a 29 kwietnia 1452 infant portugalski Henryk Żeglarz nadał mu tam ziemię. Dokument Henryka Żeglarza potwierdził 18 maja 1457 roku król Portugalii Alfons V Afrykański. Henrique Alemão stawił się wówczas przed władcą, aby dostąpić zaszczytów ze strony portugalskiego dworu.

Czytaj też:
Jagiełło panował w Polsce niemal pół wieku. Jego rządy naznaczone były konfliktem z Krzyżakami

Na otrzymanym terenie Alemão zajął się uprawą trzciny cukrowej. Z małżeństwa z Anną, przedstawicielką lokalnej szlachty, doczekał się dwojga dzieci: syna Zygmunta i córki Barbary. Henrique Alemão zginął w dramatycznych okolicznościach. Kiedy płynął z Portugalii na Maderę, rozpętała się wielka burza, a jego żaglowiec zatopiła skała spadająca z potężnego klifu Cabo Girão. Tak zakończył życie tajemniczy przybysz z daleka, który postanowił spędzić resztę swych dni na portugalskim archipelagu. Według XVIII-wiecznych przekazów z Madery na wyspie pojawili się polscy franciszkanie, rozpoznali w Alemão Warneńczyka i próbowali nakłonić go do powrotu. Henrique zaprzeczył swej tożsamości, lecz o spotkaniu dowiedział się król portugalski i wezwał domniemanego polskiego monarchę do Algarve. To właśnie w drodze stamtąd tajemniczego mieszkańca Madery spotkała tragiczna śmierć.

Tajemnicę królewskiego pochodzenia Henryka Niemca miała jakoby znać jego żona Anna, zwana „Senhorinhą Annes”, która po jego śmierci wyjawiła ją ich synowi Zygmuntowi. Ten postanowił wyruszyć do Polski, aby odzyskać utracone dziedzictwo, lecz w Lizbonie powstrzymali go przedstawiciele portugalskiego dworu. Wracając na Maderę, Zygmunt zginął rzekomo w podobnych jak ojciec okolicznościach – przygnieciony przez złamany w czasie burzy maszt. Według ksiąg genealogicznych rodów z Madery wdowa po Henrique Alemão wyszła potem za mąż za Juana Rodrigesa de Freitas z Algarve, który przez lata był wiernym towarzyszem tajemniczego rycerza. Wspólnie kultywowali później na wyspie pamięć Henrique, de Freitas zaś uczynił w swoim testamencie zapis na wieczystą mszę świętą za duszę rycerza w kościele w Madalena do Mar.

Czytaj też:
Nieszczęśliwe małżeństwo Marysieńki. Żoną Sobieskiego została zaledwie miesiąc po owdowieniu

Jednym z dowodów cudownego ocalenia króla Władysława Warneńczyka ma być list zakonnika Mikołaja Florisa do wielkiego mistrza krzyżackiego Ludwiga von Erlichshausena z 10 kwietnia 1452 roku:

Wasza Dostojność! Do napisania tego listu skłoniła mnie konieczność natury nie osobistej, lecz publicznej. Słyszałem z ust oddawcy tego listu, Jana Polaka, że jesteś Panie szczególnym przyjacielem króla Władysława, niegdyś najdostojniejszego władcy i pana z Bożej łaski królestw Polski i Węgier. Chcę ci oznajmić cudowną nowinę, że król Władysław żyje obecnie na wyspach królestwa Portugalii, a ja jestem jego towarzyszem i współpustelnikiem. Odsuń zatem wszelkie wątpliwości. Jedynym celem napisania tego listu jest wykorzenienie obustronnej nienawiści i zawziętości między twoim Zakonem a Polakami, a to niechże się stanie za sprawą Ducha Świętego. Zlecam oddawcy tego listu, Janowi Polakowi, by wraz ze swoim stryjem, zwanym powszechnie »shipar«, a którzy cudownym zbiegiem okoliczności mnie na swój statek przyjęli i zawieźli do Lizbony, aby przekonali Waszą Dostojność o rzeczach, jakie widzieli i o jakich słyszeli. Może im Wasza Dostojność dać wiarę, jak świętej Ewangelii. Proszę zatem przesłać ten list Matce królewskiej, ponieważ matka i syn są ze sobą najmocniej związani, jak to dyktuje sama istota miłości. Wyślijcie też pismo do Czechów i Węgrów. Rzecz jest pilna, dlatego zdążałem z wyspy do Lizbony szybszymi statkami, zwłaszcza zaś do króla Portugalii Alfonsa i jego książąt, by okazali w tej sprawie swą dobrą wolę. Zawierzcie tej pieczęci Mikołaja Florisa, towarzysza króla polskiego, Władysława. Przesyłam pozdrowienia braterskie wielebnemu prowincjałowi naszego Zakonu na Polskę”.

Historyk Jan Dąbrowski nie zwrócił na ten dokument większej uwagi, wspomniał o nim jedynie w przypisie w swojej publikacji poświęconej rządom Warneńczyka na Węgrzech. Portugalscy archiwiści, którzy mieli z nim styczność, uznali go jednak za prawdziwe i wartościowe źródło wiedzy na temat dalszych losów monarchy. O jego autentyczności przekonany był również aktor i reżyser, a zarazem doktor filozofii Leopold Kielanowski, który wnikliwie badał „życie po życiu” polskiego króla, a efekty swej pracy opisał w wydanej w 1991 roku w Londynie książce Odyseja Władysława Warneńczyka. Twierdził on jednak, że list został napisany w roku 1472, co nie jest możliwe, ponieważ jego adresat, Ludwig von Erlichshausen, zmarł 4 kwietnia 1467 roku na zamku w Królewcu.