Życie po śmierci polskiego króla: Kilku impostorów i rzekome ojcostwo Kolumba

Życie po śmierci polskiego króla: Kilku impostorów i rzekome ojcostwo Kolumba

Dodano: 

Z każdym miesiącem wszakże wiadomości o królu przychodziło coraz mniej, a on sam nie dawał znaku życia, zaczęto więc wspominać o wyborze nowego monarchy. Już w kwietniu 1445 roku na zjeździe w Sieradzu polska szlachta ogłosiła królem młodszego brata Władysława, wielkiego księcia litewskiego Kazimierza Jagiellończyka. Ten jednak zwlekał z przybyciem do Królestwa Polskiego, uzasadniając to tym, że jego starszy brat w każdej chwili może wrócić. Dopiero kiedy coraz poważniej poczęto mówić o osadzeniu na tronie księcia mazowieckiego Bolesława IV, Kazimierz uznał, że musi przyjąć polską koronę, aby utrzymać władzę w rękach Jagiellonów. W efekcie 25 czerwca 1447 roku arcybiskup gnieźnieński i prymas Polski Wincenty Kot koronował go na króla Polski. Niemniej myśl, że starszy brat żyje, nieustannie powracała do Kazimierza. Co jakiś czas pojawiali się zresztą mężczyźni twierdzący, że są cudownie ocalałym Warneńczykiem.

Czytaj też:
Pierwsze wybory Miss Polonia wygrała skromna urzędniczka. Pokonała aktorki i arystokratki

Jedną z ciekawszych postaci podających się za polskiego króla był rycerz Jan z Wilczyny koło Ryczywołu, ponieważ z udawania członków rodzin książęcych i królewskich uczynił niejako sposób na życie. W 1447 roku pojawił się w Warszawie, gdzie rządził książę Bolesław IV, którego matką była Anna, córka Fiodora Olgierdowica, księcia na Kobryniu, Ratnie i Lubomli. Przebiegły oszust twierdził, że jest Lwem (Leonem) Ostrogskim, synem jej siostry Agafii i kniazia Wasyla Ostrogskiego. Lew Ostrogski towarzyszył Władysławowi pod Warną i poległ w czasie bitwy, lecz jego ciała nie znaleziono. Jan z Wilczyny został jednak wkrótce zdemaskowany. Mimo to po dwóch latach powrócił w tej samej roli – tym razem udał się do Żbikowa, mazowieckiej wsi należącej do biskupa poznańskiego Andrzeja Bnińskiego, i tam też bezskutecznie próbował jako Lew Ostrogski uszczknąć coś dla siebie. Wyszedł z roli księcia Ostrogskiego dopiero wtedy, gdy jakiś czas później mieszkańcy Wielkopolski surowo go ukarali – przypiekali oszusta ogniem i wieszali na drzewach.

Pragnienie bycia kimś więcej niż jedynie zwykłym rycerzem cały czas towarzyszyło wszakże Janowi z Wilczyny, postanowił więc znaleźć sobie znaczniejszą postać do udawania. W kwietniu 1451 roku udał się do Nadrenii w zachodnich Niemczech, a wracając stamtąd, zaczął twierdzić, że jest cudownie ocalonym Władysławem III, i z dnia na dzień zyskiwał coraz większy poklask wśród tych, którzy nigdy polskiego króla nie widzieli i wierzyli mu na słowo. Nie przeszkodziły mu w udawaniu Warneńczyka nawet nieodpowiednie warunki fizyczne. „On sam jest człowiekiem kłamliwym, niepodobnym do naszego króla ani pod względem ciała, ani postawy – ten był bowiem potężny, oszust zaś jest drobny” – pisał o rycerzu biskup poznański Andrzej Bniński w liście do księcia głogowsko-żagańskiego Henryka IX Starszego z 17 stycznia 1452 roku. Po pierwszych sukcesach Jan z Wilczyny ruszył w podróż po Polsce, by zyskać poparcie ludu. Kiedy jednak pod koniec roku 1451 znalazł się w Międzyrzeczu, został rozpoznany przez kasztelana gnieźnieńskiego Dobrogosta Ostroroga i przewieziony w kajdanach do Poznania.

Czytaj też:
Decyzja Zygmunta III wywołała skandal. „Kazirod, wszetecznik”. Druga żona króla zapłaciła najwyższą cenę za dewocję

W styczniu 1452 roku przyznał się wreszcie do oszustwa i począł błagać Kazimierza Jagiellończyka o łaskę, lecz nie zachowały się informacje, czy król zlitował się nad przebiegłym rycerzem, czy też wymierzył mu najsurowszą z kar – karę śmierci.

W 1459 roku w Poznaniu pojawił się z kolei jako Władysław III Mikołaj Rychlik herbu Wręby, niegdyś dworzanin Władysława II Jagiełły, a następnie poległego pod Warną władcy. Był co prawda przynajmniej dziesięć lat starszy od Warneńczyka (już w roku 1429 prowadził transakcje nieruchomościami w Przemyślu), ale swój nad wyraz dojrzały wygląd mógł przypisać dramatycznym przeżyciom ostatnich piętnastu lat. Rychlik bardzo dobrze znał osobę, za którą się podawał, towarzyszył bowiem polskiemu królowi w czasie wypraw wojennych, w tym w dramatycznie zakończonej krucjacie przeciw Turkom. W niedługim czasie rozpoznał w Rychliku oszusta wojewoda poznański Łukasz Górka, który służył z nim na dworze królewskim. Oto, jak opisywał jego dalsze losy czeski kronikarz Paweł z Pragi zwany Żydkiem: „Ale pan wojewoda Łukasz poznał wnet, że to nie król, ale łgarz, i chciał go stracić. Lecz panowie starsi tegoż kraju nie dopuścili tego, lecz odłożyli to na roki walne królewskie. Potem nastąpił sejm, a gdy królowa stara zaparła się, że to jej syn, kazano mu zatem zrobić koronę papierową, stać w niej pod pręgierzem i dwa razy na dzień smagać go rózgami, a potem chowali go w więzieniu poczciwie aż do śmierci, aby nikt o nich nie mówił, że króla swego umorzyli”.

Uciekinier?

Nie był to koniec sensacyjnych doniesień o polskim władcy. Jarosław Lew z Rožmitálu, czeski rycerz walczący pod Warną po stronie węgiersko-polskiej, spotkał w 1466 roku w czasie podróży po Hiszpanii pustelnika, który uznawany był za uratowanego króla Władysława III. Po ucieczce z pola bitwy miał on żyć z dala od świata w małej wsi w pobliżu Canta la Piedra, pokutując jakoby za złamanie podpisanego z Turkami rozejmu i sprzeniewierzenie się chrześcijańskim zasadom. Chociaż pustelnik ów wypierał się swego królewskiego pochodzenia, towarzyszący Jarosławowi z Rožmitálu polski rycerz zauważył, że tak jak monarcha, miał on sześć palców na prawej stopie.

Czytaj też:
Tajemnicza Ina Adrian. „Polska Greta Garbo”, która została „włoską Joanną d’Arc”

Zawołał wówczas: „Ty jesteś naszym panem i królem, który został pokonany przez Turków!”, na co pustelnik odparł: „Dziwię się, że klękasz przede mną i obejmujesz moje kolana, aczkolwiek wiesz, iż nie jestem tego godzien. Jestem człowiekiem grzesznym, zapomnij o mnie. Może Bóg mi przebaczy”, po czym wrócił do swojej ubogiej chaty. „To istotnie jest nasz polski król, z postawy i oblicza go rozpoznałem. Pamiętam go od dzieciństwa” – zapewniał Jarosława z Rožmitálu towarzyszący mu Polak. Czeski rycerz dodał zaś: „Pustelnik był już stary, mocno zbudowany, twarz miał podłużną, śniady na obliczu, nos wyrazisty, włosy czarne i długie oraz wąsy i brodę”.