Życie po śmierci polskiego króla: Kilku impostorów i rzekome ojcostwo Kolumba

Życie po śmierci polskiego króla: Kilku impostorów i rzekome ojcostwo Kolumba

Dodano: 

Autentyczność listu Florisa nie oznacza wszakże, iż przekazane przez niego informacje są prawdziwe. W 1452 roku stosunki polsko-krzyżackie były już bardzo napięte i zaledwie dwa lata później wybuchła wojna trzynastoletnia, a w swych działaniach przeciw Polsce Krzyżacy często posługiwali się plotką i mistyfikacją. Za panowania Władysława Jagiełły rozpuszczali chociażby plotki o niemoralnym prowadzeniu się jego żon Jadwigi Andegaweńskiej, Anny Cylejskiej i Zofii Holszańskiej. Może więc list Florisa był elementem kolejnej krzyżackiej intrygi? Zakon miał świadomość, że wieść o żyjącym na Maderze starszym bracie może wzbudzić w królu Kazimierzu poczucie zagrożenia i niepewności. List zakonnika adresowany jest co prawda do wielkiego mistrza, lecz informacja o nim − a może i jego treść − dotarła z pewnością również do polskiego króla i jego matki Zofii. W Kalendarzu Płockim (E codicibus Plocensis) można bowiem odnaleźć następujący zapis: „Żyje sprawiedliwy Władysław, król Polaków, twierdzi Mikołaj Floris, na podstawie znaków, króla cudownie znalezionego sprowadzą i szczęśliwie żyć będą pod królewską władzą”. Prośba Florisa o pokój między zakonem a Polakami mogła zaś wpłynąć na wstrzymanie działań polskiego króla i dać Krzyżakom więcej czasu na przygotowanie się do kolejnej wojny.

Czytaj też:
Turecka kochanka polskiego króla. Miejsce w łożu władcy zajęła po swojej chrzestnej

A może ojciec Krzysztofa Kolumba?

Można jedynie ubolewać, że po pierwsze, publikacja Kielanowskiego ukazała się w Londynie, i to w niewielkim nakładzie, a po drugie, jej autor nie mógł odpowiedzieć ewentualnym polemistom, gdyż zmarł 18 stycznia 1988 roku, zatem trzy lata przed wydaniem Odysei Władysława Warneńczyka. W roku 2011 kwestia pobytu króla na Maderze wróciła na tapet za sprawą portugalskiego pisarza i historyka amatora Manuela da Silva Rosy, który nie tylko utożsamił Henrique Alemão z Władysławem Warneńczykiem, ale też jego syna Zygmunta z odkrywcą Ameryki Krzysztofem Kolumbem.

W wywiadzie udzielonym Polskiej Agencji Prasowej tłumaczył swój tok rozumowania: „Na związek Kolumba z postacią Henryka Niemca wskazuje też fakt, że w pewnym okresie życia Kolumb zamieszkał na Maderze, dokładnie tam, gdzie znajdował się pałac tajemniczego rycerza. Kolumb nie tylko na 15 lat przed swoimi odkryciami, które ewentualnie mogłyby ten fakt jakoś wytłumaczyć, ożenił się z arystokratką, ale też kontaktował się swobodnie z królem Portugalii. Opatrywał też swoje listy monogramem, na którym widać literę S. Wiadomo, że syn Henryka Niemca miał na imię Segismundo, czyli Zygmunt, imię to przewija się wśród Jagiellonów. Ostatecznych dowodów mogłyby dostarczyć badania porównawcze DNA, na które jednak nie zdecydowali się książęta Sanguszkowie, żyjący potomkowie Jagiellonów”.

Czytaj też:
Przedwojenny celebryta niemieckim kolaborantem. Jedna z najgłośniejszych likwidacji polskiego podziemia

Choć sama koncepcja „królewskiego pochodzenia” Kolumba jest interesująca i oddziałuje na wyobraźnię, prace Rosy nie zyskały uznania w środowisku polskich badaczy, a jego teoria traktowana jest raczej jako sensacyjna plotka niż wartościowe naukowo odkrycie. Wydaje się bowiem mało prawdopodobne, by zarówno ojciec, jak i syn zmienili imiona, upozorowali swą śmierć i zaczęli nowe życie w zupełnie innym miejscu i otoczeniu. Przy okazji warto zauważyć, że Rosa nie musiał wcale prosić Sanguszków o zgodę, by pozyskać materiał genetyczny Jagiellonów. Właściwie większość członków europejskich dworów ma bowiem mniejszą lub większą domieszkę krwi tej dynastii.

Wydaje się zresztą dosyć zastanawiające, dlaczego król Polski i Węgier miałby się tytułować lub być nazywany Henrykiem Niemcem, skoro nie miał niemieckiego pochodzenia ani żadnych bliższych związków z Niemcami. Poza tym jego dzieci otrzymały imiona nawiązujące najprawdopodobniej do cesarza rzymsko-niemieckiego Zygmunta Luksemburskiego i jego żony Barbary Cylejskiej. Tajemniczy Henrique Alemão był więc raczej jakimś zaginionym niemieckim rycerzem niż polskim władcą, chociaż historia lubi zaskakiwać i nie można wcale wykluczyć tego, że Warneńczyk żył gdzieś na odludziu, prosząc Boga, aby wybaczył mu grzeszne życie. Towarzysząca jego śmierci tajemnica rozbudza zaś wyobraźnię kolejnych pokoleń badaczy i zapewne jeszcze nieraz pojawią się na temat władcy nowe, sensacyjne teorie.

Czytaj też:
Katolicy nazywali ją heretyczką, przeciwnicy rozpustnicą. Wybitna królewna, która wyprzedzała swoją epokę

Władysław Warneńczyk w kulturze i pamięci

Postać Władysława Warneńczyka pojawia się też bardzo często w literaturze, i to nie tylko w powieściach historycznych, takich jak Warneńczyk Mieczysława Smolarskiego, Warneńczyk Włodzimierza Barta czy Warna. Władysław Warneńczyk Aliny Zerling-Konopki, ale również w komedii kryminalnej Alka Rogozińskiego Teściowe w tarapatach. Władysław Warneńczyk jest tam wspomniany w kontekście hotelu w Opatowie, w którym przebywają główne bohaterki powieści. Innym chętnie podejmowanym współcześnie wątkiem dotyczącym tragicznie zmarłego monarchy jest jego domniemana homoseksualna orientacja. „On, skłonny do rozkoszy męskich, ani w czasie pierwszej wyprawy przeciw Turkom, ani w czasie tej drugiej, którą wtedy prowadził, gdy szalała wojna [...] nie zważając zupełnie na własne niebezpieczeństwo i na zagrożenie całego wojska, nie porzucał swych przeciwnych czystości, wstrętnych rozkoszy” – pisał Jan Długosz. Historycy głowią się nad tym, czy kronikarz za „przeciwne czystości, wstrętne rozkosze” uznawał homoerotyczne relacje króla, czy też chodziło mu po prostu o jego heteroseksualne kawalerskie uciechy. Długosz musiał jednak używać półsłówek, gdyż Roczniki czyli Kroniki sławnego Królestwa Polskiego powstawały na dworze królewskiego brata, Kazimierza Jagiellończyka.

Miejsce pochówku Władysława Warneńczyka pozostaje nieznane, ale w 1935 roku, na jednym z kurhanów nad polem bitwy pod Warną, wybudowano symboliczny grobowiec – cenotaf – monarchy. Wcześniej, bo w roku 1906, w katedrze na Wawelu umieszczony został nagrobek króla wykonany w Rzymie przez rzeźbiarza Antoniego Madeyskiego z czerwonego marmuru i brązu. Ukazuje on Władysława Warneńczyka jako rycerza i obrońcę chrześcijaństwa, który z dumą trzyma w rękach słynny miecz Szczerbiec. Piękno i realistyczne przedstawienie władcy na nagrobku skłoniło nawet dziennikarza Zbigniewa Święcha do wysnucia teorii, że grobowiec „oddycha”, Warneńczyk zaś stał się astralem – ciałem zawieszonym pomiędzy światem ziemskim a duchowym. O ile jednak w teorię o astralu trudno racjonalnie myślącym uwierzyć, o tyle prawdą jest, że monarcha pozostawił po sobie tajemnicę swej śmierci, która nigdy zapewne nie zostanie rozwikłana.


Powyższy fragment pochodzi z książki „Fałszywi Arystokraci” autorstwa Marka Telera. Nagłówki pochodzą od redakcji.

Okładka książki Marka Telera „Fałszywi Arystokraci”Czytaj też:
Nowe technologie mają pomóc zabytkom w Będzinie. „Chcemy zidentyfikować uszkodzenia”
Czytaj też:
Niezwykłe przedmioty towarzyszące koronacji Karola III. Tłumaczymy, co oznaczają