Husaria nie byłaby tak skuteczna, gdyby nie jej wyjątkowa broń. „Przebijała nawet kilku wrogów naraz”

Husaria nie byłaby tak skuteczna, gdyby nie jej wyjątkowa broń. „Przebijała nawet kilku wrogów naraz”

Dodano: 
Husaria na obrazie Wojciecha Kossaka
Husaria na obrazie Wojciecha Kossaka Źródło:Wikimedia Commons / domena publiczna
– Uderzenie husarską kopią potrafiło przebić tarcze i kolczugi. Dobrze wycelowane potrafiło rozerwać nity zbroi. A jeśli przeciwnicy nie nosili zbroi, to zdarzało się, że kopia przebijała nawet paru z nich naraz – tak niezwykłą broń polskiej husarii opisuje w rozmowie z „Wprost” dr Radosław Sikora, historyk zajmujący się nowożytną wojskowością, w szczególności dziejami husarii.

Husaria jest jedną z najbardziej charakterystycznych formacji w całej historii polskiej wojskowości. Obecnie głównie kojarzymy ją ze skrzydłami, które wcale nie były elementem jej obowiazkowego wyposażenia. Tym, co naprawdę wyrózniało husarzy spośród innych żołnierzy na nowożytnym polu bitwy i dawało jej zasadniczą przewagę była jej podstawowa broń – długa kopia.

Husarska kopia była niezwykle długa. „To dzięki temu, że była drążona w środku”

Dr Radosław Sikora, historyk zajmujący się nowożytną wojskowością, autor takich książek jak „Fenomen husarii”, „Niezwykłe bitwy i szarże husarii”, czy „Husaria. Duma polskiego oręża” tłumaczy w rozmowie z „Wprost”, dlaczego husarska kopia była tak wyjątkową bronią.

– Przede wszystkim ze względu na długość, która umożliwiała powalenie przeciwnika zanim jego broń uderzyła w husarza lub w jego konia. Kopia husarska od średniowiecznej różniła się tym, że była drążona w środku, co pozwalało na jej znaczne wydłużenie – podkreśla historyk.

Długość husarskiej kopii dochodziła czasami do 6 metrów i 20 centymetrów – wskazuje w rozmowie z „Wprost” dr Radosław Sikora.

Korzystanie z tak długiej kopii zdecydowanie zwiększało obiciążenia działajace na ramię husarza. Żeby moment gnący, czyli, w uproszczeniu, siły działające na ramię człowieka trzymajacego długą kopie były mniejsze, husarze zaczeli korzystać ze specjalnych toków, czyli skórzanych tulei, zwisających na taśmie przymocowanej do siodła, do której wkładano tylec kopii.

Pozostawienie końcówki kopii w toku umożliwia posługiwanie się o wiele dłuższą bronią, ale jest jeden minus. Gdy husarz pochylał do szarży kopię w toku, drgania konia przenosiły się na samą broń. To bardzo utrudniało celowanie. Trzeba długiego treningu, żeby w ten sposób sprawnie posługiwać się kopią – mówi dr Sikora, który prywatnie zajmuje się również działalnością w rekonstukcji historycznej.

facebook

Dodatkowo, dzięki pozostawieniu kopii w toku podczas uderzenia, siła ataku nie uderzała bezpośrednio w ramię husarza, ale była przenoszona również na siodło.

Husarska kopia mogła być tak długa również dzięki temu, że była wydrążona w środku. Samo drążenie kopii nie polegało na prostym przewierceniu jej od góry do dołu na całej długości. Technologia wykonania kopii była o wiele bardziej skompliowana, co przynosiło okreslone efekty w walce.

Ludzie przeważnie sobie wyobrażają, że kopie drążono jakimś wiertłem. Ale to wyglądało zupełnie inaczej – tłumaczy dr Sikora.

– Kopie rozłupywano na pół wzdłuż ich długości. Takie dwie połówki drążyło się, w zależności od miejsca tego drążenia, do trzech, czterech, czasami pięciu milimetrów grubości ścianek. Drążenie wykonywano na odcinku od prawie samego grotu do kuli, na której husarz opierał dłoń. Po wydrążeniu dwie połówki składano i sklejano – tłumaczy badacz husarii. – Za dłonią husarza pozostawiano tylec kopii, którego nie drążono. Chodziło o to, żeby środek ciężkości broni przesunąć jak najbardziej do tyłu, w to miejsce, gdzie husarz trzymał kopię. Wtedy moment gnący, czyli w uproszczeniu siła działająca na ramię husarza, był mniejszy, przez co kopia mogła być dłuższa – dodaje.

Czytaj też:
Husaria – wszystko, co warto wiedzieć! Kim byli husarze i dlaczego wydawali majątek, by walczyć w tej formacji?

Koniec kopii, którym uderzano przeciwnika zakończony był metalowym grotem.

Groty były czasami pobielane, czyli cynowane, żeby zabezpieczyć je przed korozją. Te należące do najbogatszych husarzy mogły być też posrebrzane. Grot musiał być stosunkowo niewielki, bo ciężar z przodu powiększa moment gnący, ale za to twardy na tyle, żeby przebić uzbrojenie przeciwnika – mówi „Wprost” dr Sikora. – Uderzenie kopią potrafiło przebić tarcze i kolczugi. Dobrze wycelowane, czyli prostopadle skierowane, kopie potrafiły wbić się pomiędzy blachy zbroi i rozerwać jej nity. A jeśli przeciwnicy nie nosili zbroi, to zdarzało się, że kopia przebijała nawet paru z nich naraz. Przypadki przebicia kilku żołnierzy są potwierdzone źródłowo przez samych husarzy, ich dowódców, a nawet hetmana. Pisali o tym ludzie z bogatym doświadczeniem wojennym i to w bardzo różnych czasach. Oczywiście, najczęściej było to pojedyncze przebicie, ale jeśli przeciwnicy stłoczyli się, to dobrze wymierzony cios kopią potrafił przebić kilku naraz – wskazuje historyk.

Pokaz husarii w trakcie obchodów 400. rocznicy zwycięstwa pod Kłuszynem

Pod grotem husarskiej kopii mocowano także charakterystyczny proporzec. W wypadku chorągwi królewskich były to często biało-czerwone barwy lub szachownice.

Husaria w walce

Wiemy już, jak była zbudowana sama kopia, przyjrzyjmy się bliżej temu, jak husaria używała jej w walce. Dr Sikora przywołuje dwa źródła, które w świetny sposób ilustrują prowadzenie szarży przez husarię. Jedno to opis bitwy pod Kutyszczami pióra Samuela Leszczyńskiego, drugie Ordynacja hetmańska Hieronima Lubomirskiego, czyli swoista intrukcja, mówiąca m.in. o tym, jak powinna wyglądac prawidłowo przeprowadzona szarża.

W obu źródłach kolejno mowa jest najpierw o powolnym zbliżeniu się do nieprzyjaciela, następnie o wytrzymaniu jego ognia. Dopiero w dalszej kolejnosci husarze pochylali kopie, a nastepnie, już w pełnym pędzie, szarżowali na wroga. Następnie, gdy kopia, która była jednorazową bronią, służącą do pojedyńczego uderzenia, kruszyła się, husarze musieli odrzucić jej odłamki i dalej walczyć szablą czy pałaszem.

W taktyce kopijników przede wszystkim chodziło o to, żeby uderzyć z dużą prędkością. Inaczej uderzenie kopią nie odniosłaby efektu, jakiego oczekiwano – wskazuje dr. Sikora.

– Husaria uderzała w pełnym pędzie konia, na ostatnim odcinku szarży przechodząc w cwał. Husarze uderzali w szyku zwartym, tzw. kolano z kolanem, czyli w ten sposób, że jeźdźcy dotykali się kolanami. To dawało największy efekt przełamujący – opisuje Sikora. – Po złamaniu kopii należało odrzucić jej pozostałość, chwycić za pałasz, czy szablę, która zwisała na temblaku u ręki i tą bronią prowadzić dalej walkę. Następnie husaria się wycofywała i albo pobierano nowe kopie albo, jeśli ich już nie było, to szarżowano z pałaszami czy koncerzami. Każdy husarz był zobowiązany do posiadania jednej z tych dwóch broni. Czasami mieli i jedną, i drugą – tłumaczy historyk.

Husaria przedstawiona na tzw. Rolce sztokholmskiej

Co ciekawe, husarskie kopie były też jedyną bronią, której nie zapewniali sobie sami husarze, a dowódca ich chorągwi, czyli rotmistrz.

Kopie husarzom miał obowiązek zapewnić rotmistrz. W królewskich chorągwiach, gdzie rotmistrzem był sam władca, ten obowiązek spoczywał na nim. Nie zawsze jednak rotmistrzowie wywiązywali się z obowiązku. Kopie były kosztowne, czasami nie można było ich zamówić tyle, ile potrzeba. Innym razem rzemieślnicy mogli być daleko i nie być w stanie wytworzyć wystarczającej ilości tej broni – wyjaśnia dr Sikora.

Czytaj też:
Husaria używała skrzydeł także w walce. Ale nie takich, jak myślicie! Obalamy popularne mity

Husarska kopia kontra pika. Jak pokonać husarza?

Korzystanie z kopii dawało husarii liczne przewagi w starciach z różnymi rodzajami przeciwników.

W XVI wieku Zachód zafascynował się bronią palną. To miało sens w formacjach piechoty, gdzie broń palna skutecznie wyparła kusze i łuki. Jednak wyposażenie w broń palną kawalerii spowodowało, że straciła ona na wartości. Dlatego po mniej więcej dwóch stuleciach prób i testów na polach bitew, zachodnia kawaleria stopniowo powróciła do szarżowania na białą broń – opisuje historyk. – Dlatego typowe szarże w epoce napoleońskiej bardziej przypominały te średniowieczne (szarżowano bowiem z szablami, pałaszami, czy lancami w dłoniach) niż te z XVII w. W międzyczasie, czyli w XVI-XVII w., kawalerzyści, którzy wciąż sprawnie posługiwali się kilkumetrowymi kopiami, czyli np. polscy husarze, ale też choćby kawalerzyści tureccy, mieli przewagę nad jeźdźcami, którzy najpierw strzelali z broni palnej a później ewentualnie próbowali posługiwać się rapierem, czy szpadą – dodaje.

Kopia sprawdzała się również w walkach z pikinierami, którzy sami byli wyposażeni w bardzo długą broń drzewcową.

W przypadku walki z pikinierami długa kopia husarska dosięgała pierwsza celu, ale nawet gdy była dłuższa od piki, to dość często pika uderzała w konia. Różnica długości nie była aż taka, żeby husarz zawsze zdołał wyhamować czy wykręcić, więc konie nabijały się na piki. Zwłaszcza, że pikinierzy nie stawali w jednym szeregu, tylko w głębokich formacjach, jedni za drugimi. Nawet jeśli pierwszy szereg został powalony kopiami, to kolejni żołnierze mieli broń, więc uderzenie nadchodziło z drugiego czy nawet trzeciego szeregu – opowiada dr Sikora.

facebook

Jednak nawet z własnymi stratami, przede wszystkim w koniach, kolejne szarże husarii mogły przynieść pożądany efekt.

– Konie wpadały piersiami na piki, ale jednocześnie swoją zwartą masą je łamały. Ranny koń zwykle przeżywał jeszcze jakiś czas, dając husarzowi możliwość wycofania się – tłumaczy dr Sikora w rozmowie z „Wprost”.

– Nawet jeżeli koń padł od razu, to husarz wycofywał się pieszo. Potem przychodziło drugie uderzenie, i trzecie, i kolejne. Któreś w końcu powodowało, że pikinierzy zostali przełamani – mówi historyk. – Zresztą każde starcie to nie tylko czysta fizyka, ale i to co się działo w ludzkich głowach. Czasem pikinierzy nie czekali aż w nich uderzą, lecz uciekali a przynajmniej rozstępowali przed szarżującymi husarzami – dodaje.

Przeciwko husaskim kopiom istniały też oczywiscie różne środki ochrony. Nie zawsze pierwsza szarża była w stanie pokonac przeciwnika.

Zwłaszcza gdy tak, jak pod Kłuszynem, przeciwnik stawał za płotem. Wtedy albo prowadzono atak przez otwory w płocie, które udało się zrobić jeszcze przed bitwą, albo rozbijano końskimi piersiami przeszkodę i dopiero później uderzano w pikinierów. I to pod ogniem przeciwnika prowadzonym z niewielkiej odległości. Dlatego to właśnie różnego typu umocnienia i przeszkody, takie jak szerokie rowy, odpowiednio wysokie wały, solidne płoty, czy przenośne kozły hiszpańskie okazywały się najlepszą bronią przeciwko husarskim kopiom – wskazuje dr Sikora.

Atak polskiej husarii w bitwie pod Kłuszynem. Fragment obrazu Bitwa pod Kłuszynem Szymona Boguszowicza z 1620 r.

„Odchodzenie od husarskich kopii to był proces”

Od samej husarii, a zatem również od długich kopii zaczęto w końcu odchodzić. Ostatecznie pod koniec XVIII wieku husarzy zastapili ułani, wyposażeni własnie w o wiele krótsze od kopii lance.

Odchodzenie od husarskich kopii to był proces. Zaczął się pod koniec wieku XVII. W tym czasie prowadziliśmy walki przede wszystkim z Tatarami. W przypadku walk z tym przeciwnikiem kopia nie jest za bardzo przydatna. W walce z Tatarami najważniejszym problemem było to, żeby ich przechwycić. A wozy, na których transportowano kopie, opóźniały działania kawalerii – tłumaczy Sikora. – Dlatego w 1689 roku hetman Stanisław Jan Jabłonowski zarządził, by kopie pozostawić tylko towarzyszom husarskim, szarżującym w pierwszym szeregu, a pocztowym, których szykowano w drugim i trzecim szeregu, miano je odebrać. Pocztowych zaczęto wtedy używać na równi z lekką jazdą do podjazdów czy zagonów – dodaje.

Proces odchodzenia od kopii nabrał prędkosci w XVIII wieku.

Podczas wojny ze Szwedami na początku XVIII w., pojawiły się inne problemy. Po pierwsze Szwedzi wciąż stosowali przenośne przeszkody, co zabezpieczało ich przed kopiami. Cóż z tego, że husarze pod Kliszowem w 1702 r. mieli kopie, skoro Szwedzi zasłonili się przed nimi kozłami hiszpańskimi? – pyta dr Sikora.

Badacz historii husarii wskazał też na kolejny, o wiele głębszy problem. – Narastał problem wyszkolenia ludzi, którzy potrafili posługiwać się kopiami. Kiedy utrzymywaliśmy tradycje rycerskie w XVI wieku i przez większość wieku XVII, spora część szlachty sprawnie posługiwała się tą bronią. Ale na przełomie wieku XVII i XVIII w. nastąpiło załamanie się procesu szkolenia – wskazuje historyk.

Szlachta przestała być tak sprawna w walce na kopie. Więcej sejmikowano, dyskutowano i ucztowano niż się szkolono – mówi historyk specjalizujący sie w historii husarii.

– Jeszcze Jan III Sobieski zachęcał ludzi do treningu, ale za Augusta II to zanikło. I w wieku XVIII wystąpił bardzo duży regres w umiejętnościach szlachty w posługiwaniu się kopią. To przekładało się na umiejętności husarzy i tym samym na ich efektywność na polu bitwy. Powtórzyliśmy proces, który Zachód przeszedł w XVI wieku... – ocenia historyk.

Czytaj też:
Wakacje szlakiem twierdz, oblężeń i husarii. Historyczka poleca miejsca, które warto zobaczyć w Polsce

Krótsza broń drzewcowa miała też pewne plusy w porównaniu z długimi, husarskimi kopiami.

Krótka, pełna kopia była i tańsza, i nie wymagała tak wysokich umiejętności. Dodatkowo we wszystkich liczących się armiach w XVIII w. piki porzucono na rzecz muszkietów z bagnetami, więc i przeciwnik nie był już tak wymagający. Długa, dochodząca do 6,2 m kopia stała się zbędna. Wystarczyła krótsza broń drzewcowa – wskazuje dr Sikora.

Dr Sikora: Drążenie kopii to nie był polski pomysł, ale to w Rzeczpospolitej były one najdłuższe i tak szeroko stosowane

Na koniec warto się zastanowić, dlaczego to własnie w nowożytnej Rzeczpospolitej kopie stały się symbolem najznakomitszej formacji jazdy w historii.

Drążenie kopii to nie był polski pomysł, ale to w Rzeczpospolitej mamy do czynienia z najdłuższymi poświadczonymi źródłowo kopiami i użyciem ich na taką skalę. Maciej Downar-Dukowicz w jednym z austriackich muzeów znalazł kopię o długości 6,15 metra. Nie wiadomo, czy to była kopia polska, która trafiła tam jakimś sposobem, czy wołoska, a może osmańska. Natomiast jeśli chodzi o źródła pisane, to w XVI-XVIII w. nigdzie poza Rzeczpospolitą nie mamy poświadczenia używania aż tak długich kopii – mówi Sikora. – W Austrii są zachowały się także drążone tureckie kopie, ale krótsze od naszych. Deli junacy posługiwali się kopiami takimi jak husarze, czyli drążonymi w środku, choć były one krótsze od kopii husarskich – dodaje.

Jednak nie tylko Węgrzy, Serbowie i Osmanowie korzystali z tego typu broni. Równiez na Zachodzie w drugiej połowie XV i na początku XVI niektórzy kopijnicy posługiwali się wydrążonymi kopiami.

Ale wskazywano wtedy na wady tego typu broni. W porównaniu do kopii pełnej, drążona łatwiej się kruszy. W tym czasie rycerze jeździli na koniach osłoniętych metalowymi płytami, tzw. ladrami. Mieliśmy więc jeźdźców osłoniętych od stóp do głów i konie w specjalnych zbrojach. Jeśli przeciwnik nosi pełną zbroję, to lepszy efekt da uderzenie w niego kopią pełną, które będzie miało większą energię kinetyczną niż uderzenie kopią drążoną. Co prawda jest ona krótsza, ale jeśli przeciwnik nie ma tak długiej broni, to opłaca się zastosować krótszą, ale mocniejszą kopię – tłumaczy historyk. – Tak więc choć na Zachodzie znano kopie drążone, to ich stosowanie nie zawsze się opłacało – podkreśla.

Czytaj też:
Surowa dyscyplina, ale i pijaństwo, bójki czy towarzystwo prostytutek. Codzienność żołnierzy w XVII wieku

Dodatkowo, w XVI wieku na Zachodzie zaczął się kryzys kopijników, podobny do tego, który u nas wystąpił blisko dwieście lat później, czyli w XVIII wieku – przestano ćwiczyć z kopiami.

Stąd spadek umiejętności i dużo wcześniejsze zniknięcie kopijników z armii. Na to nałożył się też kryzys ekonomiczny tamtejszej szlachty, kiedy na znaczeniu zyskują miasta. Poza tym, tam gdzie jest duża gęstość zaludnienia, wiele miast i zamków, stosuje się więcej piechoty. Kawaleria nie przebije muru. To piechota wdrapuje się na wały i prowadzi oblężenia. Kawaleria zyskuje na znaczeniu na otwartych przestrzeniach – wskazuje badacz husarii. – Rzeczpospolita miała przeciwników przede wszystkim na południu i na wschodzie. Najczęściej toczyliśmy wojny nie ze Szwedami, a z Tatarami, którzy najeżdżali nas praktycznie co roku. I to na południu był nasz główny teatr wojny. Oczywiście prowadziliśmy też wojny z Moskwą, Turcją, ze Szwedami. Te ostatnie na północy, na przykład w Prusach i w Inflantach. Wtedy zyskiwała na znaczeniu piechota. Inny teatr operacyjny narzucał inne podejście do walki i inny skład armii – dodaje.

Wydaje się, że o sukcesie husarskiej kopii zdecydowało odpowiednie miejsce i czas jej zastosowania.

Chociaż drążenie kopii i użycie toków znano poza Rzecząpospolitą, to rzadko stosowano tego typu uzbrojenie – podkreśla dr Sikora.

– Nie było wystarczającej ilości odpowiednio wyszkolonych ludzi, żeby sprawnie się nimi posługiwać. Nie możemy sobie przypisywać tego, że to my wymyśliliśmy taki sposób walki. Natomiast u nas był on stosowany na szeroką skalę, bo mieliśmy odpowiednich ludzi, szkolonych od dziecka do walki na kopie. Miedzy innymi stąd przewaga naszej husarii nad kawalerią innego typu, jaką obserwujemy w XVII wieku – podsumowuje historyk.


Nauka to polska specjalność
Rok Ignacego Łukasiewicza

Przeczytaj inne artykuły poświęcone polskiej nauce

Czytaj też:
Zazdrość, kłótnie i… nieślubne dzieci? Nawet Marysieńce i Sobieskiemu zdarzały się kryzysy